To były jedne z najsilniejszych wybuchów, jakie kiedykolwiek w historii tam zarejestrowano - wyjaśnili wulkanolodzy. Burmistrz Wysp Liparyjskich Marco Giorgianni powiedział Ansie, że ofiara śmiertelna to włoski turysta, który był na wycieczce w rejonie największej aktywności wulkanu. "Był potężny wybuch, usłyszeliśmy huk, a potem podniosła się chmura dymu i palących się okruchów skalnych" - mówili w mediach świadkowie kolejnej wyjątkowo mocnej aktywności wulkanicznej na wyspie w archipelagu Wysp Liparyjskich na Morzu Tyrreńskim. Wyspę tworzy czynny wulkan o wysokości ponad 900 metrów. Według relacji turystów na Stromboli spadł niemal deszcz lapilli, czyli wulkanicznych cząstek. Wywołały one serię pożarów w różnych częściach wyspy. Wysłano tam drużyny strażaków. Natychmiast w stan gotowości postawiono lokalną Obronę Cywilną oraz wszystkie służby. 70 osób wywieziono drogą morską z najbardziej zagrożonych terenów. Straż Przybrzeżna przygotowana jest do ewakuacji wszystkich tych, którzy w zaistniałej sytuacji chcą opuścić wyspę. U jej brzegów stanęły dwa przysłane przez lokalne władze statki, które zabiorą na pokład mieszkańców i turystów, gdyby okazało się to konieczne. "Turyści, jak to zobaczyli, zaczęli uciekać w stronę morza i łódek. Karabinerzy ich uratowali i teraz cała wyspa jest ewakuowana" - mówi w rozmowie z RMF24 pan Jakub. "My się ewakuujemy pontonem w stronę drugiej wyspy. To był naprawdę taki wybuch potężny, lawa. Szok" - powiedział. Na wyspie Stromboli mieszka kilkaset osób. Tutejszy wulkan jest jednym z najbardziej aktywnych.