Pomysł takiego osobnego budżetu strefy euro, zwanego w unijnym żargonie "potencjałem fiskalnym", już niepokoi państwa, które mają docelowo wejść do unii walutowej - zwracają uwagę autorzy. - Nie jest bowiem jasne, jaki wpływ miałoby jego utworzenie na wieloletni budżet UE na lata 2014-2020 i czy nie oznaczałoby zmniejszenia funduszy spójności, których Polska jest największym beneficjentem w UE. Inne ryzyko to to, że eurobudżet "podważy zasady równego traktowania" i wyrównanych szans dla "27" - piszą eksperci EPC Fabian Zuleeg i Janis A. Emmanouilidis w analizie poświęconej temu projektowi. - Temat powróci podczas najbliższego szczytu UE w czwartek-piątek w Brukseli. Dotychczasowa żywa debata nie daje na razie pojęcia o tym, jakie miałyby być podstawowe parametry takiego budżetu, ani czemu właściwie miałby on służyć - zwracają uwagę autorzy. - Gdyby taki budżet unii walutowej miał powstać, powinien spełniać cztery podstawowe kryteria: nie może zablokować dalszej integracji europejskiej, musi dysponować dużymi środkami i służyć efektywnemu "okazywaniu solidarności" z krajami dotkniętymi kryzysem, nie obwarowując swojej pomocy zbyt wieloma warunkami. Powinien też mieć jasno określoną rację bytu, a ponadto nie może "pogłębiać separacji strefy euro od reszty" - precyzują autorzy analizy. Jest poparcie dla projektu? Godne uwagi jest stanowisko Londynu, który opowiada się za osobnym budżetem strefy euro, bowiem dla Wielkiej Brytanii byłby to mechanizm, dzięki któremu UE może "zostać podzielona na dwie grupy". To mogłoby doprowadzić do "równoczesnej i znaczącej redukcji zarówno środków wieloletniego budżetu UE, jak i tego, co może robić UE jako "27". Zuleeg i Emmanouilidis interpretują intencje Londynu jako próbę wykorzystania zacieśnienia samej strefy euro do dalszego podzielenia "27". Brytyjski rząd ma nikłe szanse na wprowadzenie tego planu w życie, co zapewne doprowadzi do dalszego odsuwania się Londynu od UE - dodają autorzy. Ryzyka związane z tą koncepcją są spore: dalsza integracja UE może wyhamować, ponieważ budżet taki musiałby być finansowany przez najsilniejsze kraje unii walutowej. Niejasne są intencje Berlina, który szukać może we wspólnym budżecie strefy euro, rozumianym jako narzędzie solidarności z krajami Południa, argumentów przeciwko uwspólnotowieniu długów. Innymi słowy - wyjaśniają autorzy - Berlinowi chodzi o to, że wpisując pewne mechanizmy pomocy w eurobudżet mogą tym łatwiej zablokować takie pomysły jak euroobligacje. Intencje Berlina nie są jednak zgodne z wyjściowymi założenia raportu Hermana Van Rompuya, w którym przedstawiony został pomysł na budżet strefy euro. Miał on bowiem być ważnym składnikiem unii fiskalnej, a nie substytutem jej istotnych elementów - podkreślają autorzy, kładąc nacisk na fakt, że "eurobudżet nie miałby takiego samego wpływu (na kraje pogrążone w kłopotach) jak uwspólnotowienie długu", nie obniżyłby więc wysokich kosztów, po jakich muszą się one finansować na rynkach. Ponadto pozostaje pytanie, czy kraje nienależące do strefy euro, a zwłaszcza te, które mają jednak zamiar do niej wejść, miałyby docelowo również dostęp do tego budżetu - zawracają uwagę Zuleeg i Emmanouilidis. Nie wygląda na razie na to, by budżet strefy euro mógł zadziałać jako instrument stabilizacji makroekonomicznej oraz mechanizm transferów finansowych, bowiem takie instrumenty musiałby dysponować "znacznie większymi środkami, niż te, o których jest mowa w obecnej debacie, czyli 20 do 30 mld euro rocznie" - konkludują w swej analizie.