To powrót do korzeni, do pasji, której - dzisiaj widać to już wyraźnie - nic nie jest w stanie przesłonić. To wreszcie - albo przede wszystkim - powrót do Nanga Parbat. Do tego koszmaru opisywanego teraz niemal minuta po minucie, co można interpretować jako formę terapii. Do ostatnich chwil z Tomkiem. To także rozliczenie z najnowszą przeszłością. Bardzo emocjonalne i szczere do bólu. - Muszę żyć z tym ostatnim obrazem Tomka, tam na górze, z jego zachrypniętym głosem i z tymi słowami pełnymi nadziei, które mu wtedy zostawiłam, wierząc, że jeszcze przyjdzie pomoc - mówi dzisiaj Elisabeth. Pomoc przyszła, ale tylko do niej. "Czapkinsa" nie można było już uratować. Przypomina, że nie mogła przyjąć tego do wiadomości, nie godziła się na takie rozwiązanie. Na te, jak mówi, "zaciśnięte na zawsze pięści Tomka". Gdy po kilku dniach stanęła przed kamerami, nie wahała się publicznie oskarżyć pakistańskich ratowników o zbyt powolną reakcję. Dzisiaj tego żałuje. Przeprosiła. - Tak naprawdę nie byłam sobą. Miałam ochotę uciec. Docierało do mnie, że już nigdy nie zobaczę Tomka. I moja złość skoncentrowała się na Pakistanie. Niesłusznie - przyznaje. Ale sama też stała się obiektem ataków w mediach społecznościowych. Dowiadywała się, że "nie ma wstydu", że "skoro chciała ryzykować, to niech ponosi konsekwencje". - Traktowałam to bardzo poważnie, jako agresję. Byłam zdruzgotana negatywnymi myślami, tym, jak ludzie pospiesznie wydawali na mnie wyroki, jak mnie obrażali. W rozmowie z "Le Parisien", w której Revol autentycznie się otwiera i przywołuje obrazy, o których nigdy dotychczas publicznie nie mówiła, posuwa się nawet dalej. To, co wydarzyło się na Nanga Parbat "było niczym w stosunku do agresji, której doświadczyła po powrocie". I do "poczucia winy" połączonego z "wyniszczającymi wyrzutami sumienia". - Dzień i noc zadawałam sobie pytanie: dlaczego nie zawróciliśmy? Dzisiaj ciągle tego żałuję. Decyzje, które wtedy podejmowaliśmy z Tomkiem mam cały czas w głowie - mówi i przyznaje, że korzystała z pomocy psychologów. Nie mogła inaczej, bez przerwy chciało jej się płakać. Próbując odgonić te ciągle pojawiające się obrazy z ostatnich chwil z Tomkiem, korzystała też ze specjalnej terapii EMDR, która ma leczyć takie traumy. Fachowo jest to nazywane "odwrażliwianiem za pomocą ruchu gałek ocznych". Zresztą, pytań bez odpowiedzi miała wtedy całe mnóstwo. Jeden wątek jednak przemilcza. Do dzisiaj. Zagrożenie amputacją po odmrożeniu rąk i nóg, zaraz po tym, gdy została uratowana z Nanga Parbat przez ekipę polską - Adama Bieleckiego, Denisa Urubkę, Piotra Tomalę i Jarosława Botora. Przypomnijmy, Interia rozmawiała wtedy z lekarzem Francuzki Emmanuelem Cauchy, jednym z najlepszych na świecie specjalistów od medycyny górskiej, który bardzo ostrożnie wypowiadał się o rokowaniach i zalecał cierpliwość. Najbardziej przykre w całej historii okazało się to, że dwa miesiące później, na początku kwietnia 2018, dr Cauchy - który o akcji ratunkowej Polaków mówił nam wówczas: "Trzeba to wyraźnie podkreślić: była heroiczna, a czterej himalaiści, którzy wyruszyli na pomoc, zasługują na medal. Chapeau!" - sam zginął w górach, w lawinie. Dzisiaj Revol nie chce jeszcze zdradzać szczegółów walki o uniknięcie amputacji. "To zbyt osobiste" - przekonuje. Choć twierdzi, że wydostała się już z "czarnych otchłani rozpaczy". Wróciła też w góry, te najbardziej wysokie - choć całkowicie bez rozgłosu. I do Boga. Jako nastolatka miała chwile zwątpienia, szczególnie wtedy, gdy odeszła jej mama po kolejnym nawrocie choroby. - Zerwałam wtedy z Bogiem, ale później znowu odnalazłam wiarę. Zresztą, to ona pozwoliła mi na pewną ulgę, gdy schodziłam z Nanga Parbat - wyznaje Revol. W góry, jak twierdzi, będzie wracać. - Czuję się tam, jakbym była z Tomkiem. Czytaj także: Lekarz Elisabeth Revol: Polacy zasłużyli na medal za tę bohaterską akcję. Chapeau! Remigiusz Półtorak