Poinformował o tym kierownik Stacji Ratownictwa w Terskole, u podnóża Elbrusu, Boris Tiłow, który na miejscu dowodził akcją poszukiwania 28-letniej Marty R. z Warszawy i 30-letniego Mirosława S. z Sokołowa Podlaskiego, uwięzionych od pięciu dni w lodowej szczelinie na Uszbie. - Zmuszeni byliśmy wstrzymać poszukiwania. Pogoda jest bardzo zła. Widzialność praktycznie zerowa. Tam nie da się fizycznie przebywać - powiedział Tiłow, jeden z najbardziej doświadczonych ratowników wysokogórskich w Rosji. Według niego, "dalsze prace na lodowcu nie mają już sensu". - Tych zwałów lodu usunąć się nie da - zauważył. - Swoje zrobiliśmy, więcej zrobić nie możemy. Tam jest zbyt niebezpiecznie - odpowiedział, pytany, czy rosyjscy ratownicy podejmą jeszcze jedną próbę odszukania polskich wspinaczy. Tiłow zadeklarował, że "jeśli ktoś chce się przekonać, czy można jeszcze coś zrobić", to jego ratownicy gotowi są pomóc. - Zapraszamy, pomożemy, pokażemy - powiedział. Kierownik Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Moskwie Tomasz Klimański poinformował, że na miejsce wypadku udali się ojciec Marty R. i brat Mirosława S. Wraz z dwoma ratownikami z Polski chcą włączyć się do poszukiwań. Tiłow powiedział też, że rosyjskim ratownikom udało się wyciągnąć ze szczeliny "jeden plecak, jakieś rzeczy i prawdopodobnie jakieś dokumenty". Potwierdził również wiadomość, że w czwartek do szczeliny, przed pierwszą grupą ratowników, dotarła dwójka alpinistów z Ukrainy, której udało się nawiązać kontakt głosowy z Martą R. i Mirosławem S. - Ogromnie mi żal, że taki jest finał. To bardzo smutny przypadek, ale takie są góry - zakończył Tiłow. Wśród polskich alpinistów pojawiają się jednak negatywne opinie o pracy rosyjskich ratowników i o braku elementarnego wyposażenia. Posłuchaj wypowiedzi Tomasza Chrzanowskiego z sopockiego WOPR, który brał udział w akcji poszukiwania Polaków: Warunki pogodowe w strefie poszukiwań od początku były bardzo złe. Lodowiec był w ruchu, z gór sypały się kamienie, wiał silny wiatr. W czwartek do szczeliny, w której tkwili polscy alpiniści, runęły wielotonowe masy lodu. Głębokość szczeliny, która przed obsunięciem się lodu wynosiła około 25 m, zmniejszyła się do 7-10 m. Miejsce wypadku wskazali koledzy uwięzionych w szczelinie, Krzysztof B. i Marcin Sz., którzy zdołali o własnych siłach wydostać się z lodowej pułapki i zaalarmować służby ratownicze. Potężny karnisz lodowy runął do szczeliny na oczach pierwszej grupy ratowników, gdy zbliżała się do miejsca wypadku.