W wywiadzie nadanym w niedzielę ElBaradei sugerował jednak, że dalsze losy tego układu będą zależeć od zachowania Izraela i od tego, czy dojdzie do powstania niepodległego państwa palestyńskiego. - Nie sądzę, by Egipt był inny niż jakikolwiek inny kraj. Droga do stabilizacji, do ekonomicznej i społecznej sprawiedliwości, do stabilnego pokoju na Bliskim Wschodzie zaczyna się i kończy na demokratycznym Egipcie. Idea, że nie jesteśmy gotowi (do demokracji), jest dla nas obrazą - powiedział laureat Pokojowej Nagrody Nobla i były szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA). Zapytany, czy Egipt zawsze powinien przestrzegać traktatu pokojowego z Izraelem, ElBaradei udzielił niejednoznacznej odpowiedzi. - Tak sądzę, ale nie zależy to tylko od Egiptu, lecz także od Izraela. Izrael nie powinien stosować polityki siły wobec Palestyńczyków i powinien zgodzić się na ustanowienie państwa palestyńskiego - oświadczył. Kiedy prowadzący wywiad zwrócił uwagę, że "brzmi to dwuznacznie" i sugeruje, iż ElBaradei nie uważa traktatu za niepodważalny, jego rozmówca powiedział: "Traktat jest solidny jak skała, ale każdy chce widzieć niepodległe państwo palestyńskie. Nie ma to nic wspólnego z traktatem pokojowym, który został zawarty i - jak zakładam - Egipt będzie go nadal przestrzegał". Wielu komentatorów w USA, zwłaszcza na prawicy, krytykuje ElBaradeia za to, że wszedł w sojusz z fundamentalistycznym Bractwem Muzułmańskim. Wpływowy konserwatywny publicysta Charles Krauthammer napisał w "Washington Post", że gdyby ElBaredei doszedł do władzy, "byłaby to katastrofa". Przypomniał, że jako przewodniczący MAEA, starał się on pomniejszać znaczenie irańskiego programu nuklearnego, był przeciwny ostrzejszym sankcjom wobec Teheranu i w związku z tym pozostawał w złych stosunkach z administracją USA.