30-letni Alaksandr Barankow to były detektyw białoruskiej milicji. Jak twierdzi, uciekł z kraju po tym, jak odkrył szajkę przemytników paliwa, z którą związani byli wysocy funkcjonariusze państwowi, w tym krewni prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenki. Barankow argumentował, że jeśli zostanie odesłany do Mińska, grozi mu śmierć. Sędzia Carlos Ramirez uznał więc, że przyznany mu wcześniej status uchodźcy politycznego jest usprawiedliwiony i zwolnił go z aresztu. "Jestem szczęśliwy! Uratowali mi życie" - powiedział przez telefon agencji Associated Press Barankow. Areszt najprawdopodobniej opuści jeszcze w środę. Sędzia Ramirez po raz drugi odrzucił wniosek o ekstradycję złożony przez Białoruś. W październiku ubiegłego roku podkreślił, że przedstawione przez stronę białoruską dowody są niewystarczające. Barankow twierdzi, że w czerwcu władze Ekwadoru aresztowały go pod naciskiem Mińska w związku z podróżą Łukaszenki do Quito. Sprawa Barankowa stała się głośna po przyznaniu przez Ekwador azylu założycielowi Wikileaks Julianowi Assange'owi. Ekwadorski prezydent Rafael Correa oświadczył, że do czasu ogłoszenia wyroku sądu nie będzie jej komentował. Jednak wiceszef dyplomacji zapewnił, że zostanie potraktowana z takim samym szacunkiem dla praw człowieka, jak prośba o azyl dla Assange'a. Obrońca Barankowa Fernando Lara ucieszył się z decyzji sędziego, jednak uznał, że przyszła ona "o 82 dni za późno" i jego klient nigdy nie powinien był trafić do aresztu. Barankow uzyskał status uchodźcy w 2010 roku z powodu prześladowań politycznych. Wcześniej spędził 55 dni w więzieniu z powodu wygaśnięcia ważności wizy pobytowej.