Dotychczas Rosjanie twierdzili, że powodem katastrofy na "Kursku" było zderzenie z nieznanym obiektem. Tymczasem Norwegowie twierdzili, że odnotowali dwie eksplozje. W swym pierwszym publicznym wystąpieniu od katastrofy Popow zapewnił, że ekipy ratownicze uczyniły dotychczas wszystko, co w ich mocy, by uratować załogę "Kurska". Kapsuła ratownicza dotarła dzisiaj do leżącego na dnie morza rosyjskiego okrętu podwodnego "Kursk". Nie udało jej się jednak przycumować do luku z powodu wielkich zniszczeń w tej części okrętu - poinformowali przedstawiciele marynarki. Kapsuła powróciła na powierzchnię po kilku nieudanych próbach cumowania. W tej chwili trwa próba zacumowania do luku innej, większej kapsuły. Oficerowie rosyjskiej marynarki wojennej mówią, że pogoda nieco się poprawiła, co ułatwia naprowadzanie kapsuły na kadłub okrętu. Uszkodzenia kadłuba okrętu uniemożliwiły jednak - podczas poprzednich prób - szczelne przycumowanie kapsuły, umożliwiające otwarcie luku. Jutro w nocy na miejsce katastrofy dotrze okręt "Seaway Eagle" z 12 norweskimi i angielskimi płetwonurkami. Okręt, który ma wziąć udział w ratowaniu załogi rosyjskiego okrętu podwodnego "Kursk", przybył dzisiaj do arktycznego portu Tromso. W południe czasu warszawskiego "Seaway Eagle" ma wyruszyć w dalszą podróż po załadowaniu dodatkowego sprzętu. Dowództwo okręgu wojskowego północnej Norwegii przewiduje, że okręt dotrze na miejsce katastrofy "Kurska" jutro w nocy. Płynący nim płetwonurkowie są wyspecjalizowaniu w pracach głębinowych, mają doświadczenie w nurkowaniu na głębokości do 200 metrów. "Kursk" spoczywa na dnie Morza Barentsa na głębokości 108 metrów. W prawej burcie rosyjskiego atomowego okrętu podwodnego jest "przerażająca dziura" - powiedział wicepremier Rosji Ilja Klebanow po obejrzeniu filmu o zatopionym "Kursku". Klebanow, który kieruje rządową komisją badającą przyczyny wypadku, przyznał, że uszkodzenia są o wiele większe, niż dotąd podejrzewano. Według niego, "katastrofa rozegrała się z szybkością światła" i dlatego marynarze prawdopodobnie nie zdążyli jej zapobiec. Zarówno Klebanow jak i dowódca rosyjskiej marynarki wojennej Władimir Kurojedow uważają, że powietrze we wnętrzu "Kurska" skończy się dzisiaj. Inni wysocy rangą oficerowie marynarki twierdzą jednak, że tlenu starczy na dłużej. Brytyjska mini-łódź podwodna LR5 przybędzie na miejsce katastrofy rosyjskiej łodzi podwodnej prawdopodobnie wciągu najbliższej nocy. Rosjanie minionej nocy dziesięciokrotnie próbowali dostać się do zatopionego okrętu. Szef służby prasowej dowództwa rosyjskiej floty wojennej Igor Dygało poinformował dzisiaj rano, że całą poprzednią noc dwie rosyjskie mini-łodzie podwodne usiłowały połączyć się z "Kurskiem" leżącym na dnie Morza Barentsa. - Czterokrotnie jeden z aparatów był gotów do bezpośredniego połączenia, ale uniemożliwiły to silne prądy wody - powiedział Dygało. Według niego, z powodu silnych prądów aparaty musiały używać cały czas silników, co z kolei zwiększało ryzyko zderzenia z leżącym na dnie okrętem i uszkodzenia jego lub aparatów. Dygało poinformował, że w akcji uczestniczył jeden z dowódców zapasowej załogi "Kurska". - Człowiek, który pływał na tym okręcie, na własne oczy obejrzał uszkodzenia, czekamy teraz na raport - powiedział rzecznik rosyjskiej marynarki wojennej. Telewizja RTR na żywo relacjonowała jedną z akcji ratowniczych. Ekipie RTR-u udało się dostać na pokład wielkiego rosyjskiego krążownika rakietowego "Piotr Wielki", zakotwiczonego około 800 metrów od miejsca katastrofy. Na jego pokładzie pracuje sztab akcji ratowniczej. Na filmie widać było, że pogoda jest tam nie najgorsza, a morze dość spokojne. Dziennikarz RTR-u przekazał, iż ekipy ratunkowe w nie zalanej części okrętu ustaliły, że temperatura wynosi od 8 do 10 stopni. Niestety niepowodzeniem zakończyły się wszystkie wczorajsze próby zacumowania do włazu ratunkowego "Kurska". Według marynarzy biorących udział w akcji ratunkowej, część okrętu, gdzie znajduje się właz, jest mocno uszkodzona. Dziś w miejsce katastrofy mają przypłynąć Norwegowie, a brytyjska mini-łódź podwodna LR5 spodziewana jest w nocy. Nowe hipotezy dotyczące przyczyn zatonięcia atomowego okrętu podwodnego "Kursk" publikuje rosyjska gazeta "Komsomolska Prawda". Można również znaleźć listę osób, które wypłynęły w feralny rejs. Film wideo, który został nakręcony podczas akcji ratowniczej załogi "Kurska" ujawnia, że jednostka ta została bardzo poważnie uszkodzona - ma zniszczoną część dziobową, zniszczoną rufę i pęknięcia na całej długości kadłuba. Takie uszkodzenia - zdaniem gazety - mogła spowodować eksplozja potężnego ładunku wybuchowego. Dziennikarze wskazują winnego - rosyjski krążownik "Piotr Wielki". Na jego pokładzie znajdują się 9-tonowe rakiety. Bardzo prawdopodobne, że jeden z takich pocisków wybuchł w pobliżu "Kurska". Inna hipoteza - chętnie wygłaszana przez wysokich rangą rosyjskich wojskowych - to zderzenie ze statkiem innego państwa. Jest to mało wiarygodne - argumentuje "Komsomolska Prawda". Jeśli doszło do kolizji, to dlaczego, do tej pory nie znaleziono wraku intruza? - Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że przyczyną zatopienia atomowego okrętu podwodnego "Kursk" było zderzenie z dużym, ciężkim przedmiotem - stwierdził wicepremier Rosji Ilia Klebanow. Klebanow stoi na czele pracującej od wczoraj w Siewieromorsku komisji, która ma ustalić, dlaczego doszło do zatopienia chluby rosyjskiej marynarki wojennej. Przedmiotem tym mógł być duży statek lub okręt wojenny. Jednocześnie komisja ustaliła, że w czasie manewrów, kiedy doszło do tragedii, w rejonie katastrofy nie było żadnego postronnego statku. Kadłub "Kurska" najbardziej zniszczony jest w prawej przedniej części, według Klebanowa tragedia rozegrała się w około 2 minuty, kiedy woda zalała także "sterówkę" okrętu. Następny ślad to intensywne badania geologiczne prowadzone na Morzu Barentsa. W poszukiwaniu ropy naftowej i gazu ziemnego dokonuje się licznych odwiertów. Potem taki otwór czopuje się betonem. Kursk mógł się rozpruć o taki korek lub też z powodu pobliskiej eksplozji czop wystrzelił z otworu, jak korek z szampana i trafił wprost w okręt. "Komsomolska Prawda" opublikowała też listę 118 osób, które wypłynęły w ostatni rejs Kurska. Za informację tę zapłaciła 18 tysięcy rubli, czyli około 650 dolarów. Dla Rosjan to bardzo duża kwota. średnie miesięczne zarobki w tym kraju są 30-krotnie niższe. Dziennikarze wyjaśniają, że chcieli zdobyć nazwiska marynarzy w legalny, oficjalny sposób, ale natknęli się na mur milczenia. Tymczasem prezydent Rosji Władimir Putin powiedział dzisiaj w telewizji, że od samego początku, zaraz po wypadku na okręcie podwodnym "Kursk", były "niezwykle małe szanse" na uratowanie jego załogi. Putin, krytykowany w kraju i za granicą za pozostanie nad Morzem Czarnym mimo dramatu "Kurska", oświadczył, że w pierwszej chwili chciał polecieć na miejsce katastrofy, ale po namyśle postanowił tego nie robić, nie chcąc, jako laik w tej dziedzinie, przeszkadzać w operacji ratunkowej. - Uważam, że postąpiłem słusznie - powiedział Putin dziennikarzom przy okazji szczytu WNP w Jałcie i dodał, że "każdy powinien się trzymać swojego miejsca". Jego wypowiedź transmitowała telewizja. Kreml zapowiedział, że prezydent wróci dzisiaj do Moskwy, skracając planowany pobyt na szczycie w Jałcie. Prezydent poinformował, że o szanse uratowania okrętu i załogi pytał ministra obrony Igora Siergiejewa w chwili, gdy został powiadomiony o katastrofie. - Odpowiedź brzmiała: są niezwykle małe szanse na ratunek, ale są - powiedział prezydent i dodał, że znał osobiście kapitana "Kurska". Dowiedziawszy się o awarii, prezydent przede wszystkim spytał, czy reaktor jądrowy "Kurska" stanowi zagrożenie. Odpowiedziano mu, że nie. Putin bronił decyzji powiadomienia opinii publicznej o awarii "Kurska" z dwudniowym opóźnieniem. Twierdził, że ten czas był flocie potrzebny, żeby dokładnie ustalić, co się stało. Mimo minimalnych już szans na uratowanie załogi statku, rosyjska delegacja wojskowa pojawiła się dzisiaj ponownie w siedzibie NATO w Brukseli by rozmawiać o pomocy w akcji ratunkowej. Na półtoragodzinnym spotkaniu skoncentrowano się na problemach technicznych, których nie rozwiązano w czasie wczorajszych rozmów. Wojskowi Sojuszu przedstawili Rosjanom wyjaśnienia dotyczące szczegółów oferowanej pomocy. - Jednak Rosja do tej pory nie zwróciła się o dalszą pomoc - ujawniła anonimowa przedstawicielka NATO. Dodała, że na rozmowy przybyła ta sama, co poprzednio delegacja rosyjska, z wiceszefem sztabu marynarki rosyjskiej admirałem Aleksandrem Pobożyjem na czele. Nie zaplanowano żadnych dalszych spotkań z Rosjanami, ale Pobożyj ma na wszelki wypadek zostać w Brukseli do jutra. Według przedstawicielki NATO, Sojusz proponował Rosjanom sprzęt i ludzi, których można by wykorzystać zarówno w czasie, jak i po akcji ratunkowej.