Biały Dom przyznał w czwartek, że amerykańskie agencje wywiadowcze "oceniają z różną dozą pewności, iż reżim syryjski użył broni chemicznej na niewielką skalę w Syrii". W dostępnym w internecie liście przedstawiciela Białego Domu Miguela Rodrigueza do senatorów podano, że chodzi o sarin, a podstawą do tej oceny są próbki fizjologiczne (jak np. krew - PAP). Ale podkreślono, że konieczne jest "ustalenie wiarygodnych i potwierdzonych faktów". - Ja traktuję tę deklarację Białego Domu w tych samych kategoriach jak oświadczenia Francuzów i Brytyjczyków. Na początku tygodnia powiedzieli sekretarzowi generalnemu ONZ, że - cytuję - mają wiarygodne dowody na to, iż sarin został użyty przez syryjski rząd. Ale potem publicznie powiedzieli, że nie jest to ostatecznie rozstrzygnięte - powiedziała PAP Amy E. Smithson, ekspertka zajmująca się kwestiami nierozprzestrzeniania broni chemicznej i biologicznej z James Martin Center for Nonproliferation Studies (CNS) w Instytucie Studiów Międzynarodowych w Monterey, w Kalifornii. Zwraca uwagę, że w liście Białego Domu do senatorów użyto bardzo ostrożnego języka. Napisano nie tylko "o różnej dozie pewności" w różnych miejscach wywiadu USA o użyciu sarinu, ale też, że "nie jest jasne, jak i w jakich warunkach doszło do ekspozycji (sarinu)". - Mowa o konieczności znalezienia wiarygodnych i potwierdzonych faktów, czyli, innymi słowy, tam, do Syrii, naprawdę trzeba wysłać zespół śledczych ONZ. Oni naprawdę znają się na rzeczy. Kierujący zespołem Szwed ma świetne kwalifikacje techniczne, a także był głównym śledczym w specjalnej komisji ONZ w kilku ważnych misjach - zaznaczyła Smithson. W liście Białego Domu podkreślono również, że USA "naciska na gruntowne śledztwo ONZ, które może wiarygodnie ocenić dowody i ustalić, co zaszło". Ekspertka przyznała jednocześnie, że fakt, iż USA dołączyły do Francji i Wielkiej Brytanii w ocenie użycia przez syryjski reżim broni chemicznej, oznacza, że cała społeczność międzynarodową ma przed sobą "trudne decyzje". - To oznacza, że rząd USA i sojusznicy w NATO, a w rzeczywistości cała społeczność międzynarodowa, muszą zdecydować, jak zapobiec użyciu tych toksycznych chemikaliów, zanim naprawdę będą mieć wpływ na konflikt na wielką skalę - powiedziała. Eksperci od dawna podejrzewają Syrię o posiadanie najbardziej zaawansowanych zdolności użycia broni chemicznej na Bliskim Wschodzie. Z raportu dostępnego na stronie pozarządowej organizacji Nuclear Threat Initiative, a opracowanego przez CNS wynika, że początkowo, przed wojną z Izraelem w 1973 r., w rozwoju produkcji tej broni Syrii pomagał Egipt. Eksperci szacują, że od tego czasu Syria nabyła własne zdolności do rozwoju i produkcji środków broni chemicznej, w tym iperytu, sarinu, a najpewniej także i środków działających na układ nerwowy. Podejrzewa się, że broń chemiczna jest produkowana w Syrii od 1980 r. w zakładach znajdujących się w pobliżu Hamy, Hims oraz w rejonie Aleppo (Halab). Jednakże - zastrzegają eksperci - Syria wciąż pozostaje zależna od zagranicznych dostawców sprzętu niezbędnego do produkcji jak i zastosowania broni chemicznej. Według nich w produkcji broni chemicznej Syrii pomagał Iran, a najpewniej także i Korea Północna. Ujawnienie w czwartek przez Biały Dom ocen dotyczących użycia broni chemicznej w Syrii wywołało natychmiast apele o działanie USA; kierowali je ci członkowie Kongresu, którzy opowiadają się za aktywniejszą rolą Ameryki. Prezydent Barack Obama oświadczył co prawda, że użycie broni chemicznej w Syrii całkowicie zmieni sytuację, lecz jego administracja jednoznacznie podkreśla, że zamierza działać oględnie, pamiętając o lekcji sprzed 10 lat - z rozpoczęcia wojny w Iraku. "Biorąc pod uwagę ryzyko i to, czego się nauczyliśmy z własnego doświadczenia, oceny wywiadowcze są niewystarczające" - napisał w liście Rodriguez. Jego zdaniem do podejmowania decyzji przez Waszyngton niezbędne są potwierdzone fakty.