Korea Północna oficjalnie ogłosiła dzisiaj, że chce ponownie otworzyć kompleks nuklearny w Jongbjon, zamknięty sześć lat temu. Wszystko to dzieje się w czasie największej od wielu miesięcy eskalacji napięcia między Południem a Północą. Komunistyczna Północ wielokrotnie w ostatnich dniach groziła atakami na Koreę Południową, Japonię i USA. Zdaniem Zbigniewa Pisarskiego, groźby zarówno ze strony Pjongjangu jak i Seulu to jedynie wojna na słowa, a zaostrzenie konfliktu mogłoby nastąpić jedynie przez przypadek. W rozmowie z Polskim Radiem ekspert podkreślił, że żadnej ze stron ewentualna wojna się nie opłaca. - Korea Północna wie, że otwarty konflikt spowoduje, że zniknie ona z map świata. Żadna ze stron zaangażowanych w rozmowy sześciostronne - Stany Zjednoczone, Korea Południowa, Chiny cz Rosja - też nie mają interesu w otwartym konflikcie z Koreą Północną, bo jego koszty mogłyby być nieobliczalne - dodaje prezes Fundacji Pułaskiego. Zbigniew Pisarski uważa, że groźby ze strony północnokoreańskiego przywódcy Kim Dzong Una to pewnego rodzaju szantaż. Koreański lider nie tylko chce pokazać, że jest mocnym przywódcą, ale też może chcieć wymusić pomoc humanitarną dla swojego kraju. - Jego główną troską są sprawy ekonomiczne - problem dostępu do nawozów sztucznych, do zboża, ale także do dóbr luksusowych, które są w Korei elementem utrzymywania władzy - wyjaśnia ekspert w rozmowie z Polskim Radiem. Tymczasem Sekretarz Generalny ONZ Ban Ki Mun oświadczył, że kryzys wokół Korei Północnej zaszedł za daleko i wezwał do negocjacji w tej sprawie. Ban Ki Mun ostrzegł równocześnie północnokoreańskie władze przed prowadzeniem kolejnych prób jądrowych.