Zobacz nasz RAPORT SPECJALNY: KRYZYS NA UKRAINIEGaleotti jest brytyjskim profesorem na New York University, specjalizującym się w najnowszej historii Rosji, sprawach bezpieczeństwa i zorganizowanej przestępczości. W rozmowie z PAP powiedział, że nie zaskoczyła go eskalacja walk między wspieranymi przez Rosję separatystami a siłami rządowymi na wschodzie Ukrainy, jaka nastąpiła w ostatnich tygodniach po dość spokojnym grudniu. - Nikt nie wierzył w zawieszenie broni. To był po prostu zastój w działaniach wojennych. Obie strony chciały się przegrupować. Moskwa miała też nadzieję, że Kijów bardziej zainteresuje się tym, co Moskwa propaguje jako "rozwiązanie dyplomatyczne", a co w istocie oznacza kapitulację Kijowa - oświadczył Galeotti. Ekspert bardzo krytycznie wypowiedział się o polityce władz Ukrainy. - Cała ta wojna jest wynikiem 20 nieudanych lat budowania państwa na Ukrainie, która jest bardziej skorumpowana niż Rosja. Nic dziwnego, że Krym był taki chętny do aneksji (przez Rosję), ponieważ jego mieszkańcy byli naprawdę źle traktowani przez Kijów. Ukraińskie działania wojenne są zatrważająco źle prowadzone. Nie ma strategii, nie wiedzą, jak zakończyć tę wojnę, nie mają planu walki. Jak już idą walczyć, to na bardzo małą skalę: kilkuset żołnierzy tu, 10 czołgów tam. A to jest dokładnie taki rodzaj wojny na małą skalę, w której rebelianci są lepsi - powiedział Galeotti. "Słowa Poroszenki o totalnej wojnie nie mają pokrycia w działaniach" - Wojsko ukraińskie ma jakieś 50 tys. żołnierzy. Hiszpania, stosunkowo duży kraj, żyjący w pokoju i będący członkiem NATO, ma siły na poziomie 75 tys. Gdy Bośnia była w stanie bardzo podobnej wojny (do tej na wschodzie Ukrainy) z serbskimi rebeliantami, to podniosła do 150 tys. liczbę żołnierzy - dodał. Ekspert wytknął prezydentowi Poroszence, że jego słowa "o totalnej wojnie" nie mają pokrycia w działaniach. - Jeśli brać dosłownie jego retorykę, że jest to wojna o egzystencjalnym znaczeniu, to powinni (Ukraińcy) zwiększyć armię do 250 tys. żołnierzy. Jeśli to ma oznaczać powszechny pobór, to niech tak będzie. Powinny mieć miejsce operacje wojskowe na dużą skalę i poczucie, że Ukraińcy mają zamiar je wygrać - powiedział. Przyznał, że kiedy Poroszenko doszedł do władzy, to oczekiwał, że będzie w stanie przysłużyć się Ukraińcom podejmując trudne i niepopularne decyzje. - Jest nieprzyzwoicie bogaty, więc nie powinien martwić się o reelekcję. Ale nie. On zachowuje się jak polityk, który chce być ponownie wybrany i dlatego nie chce się dobrać do osobistych interesów kolegów oligarchów. A skoro nie chce tego zrobić, to musi iść na układ z Rosjanami, co będzie zabójcze dla kariery każdego polityka ukraińskiego - powiedział Galeotti. Kolejny kompromitujący problem stanowią ukraińskie służby wywiadowcze, które w opinii eksperta są gruntownie zinfiltrowane przez Rosjan. - Rosjanie dość dobrze wiedzą, jakie są ukraińskie plany. Mają wielu agentów w terenie - dodał. W opinii eksperta nawet dostawy broni, o które apelują do NATO i USA Ukraińcy nie przyniosłyby przełomu. "Ukraina ma tyle broni, że nie wie, co z nią zrobić. Problem w tym, że nie istnieje magiczna broń, która sprawi, że wygrasz tę wojnę. To jest wojna, która toczy się w miastach; wojna krótkiego zasięgu. Takie wojny nadal wymagają, by ktoś poszedł zabijać i dać się zabić. Noktowizory czy jakieś wyrafinowane karabiny sprawią, że jesteś nieco lepiej przygotowany do zabijania, ale najważniejsza i tak jest gotowość do ponoszenia ofiar" - powiedział ekspert. Galeotti ocenił, że błędem jest sądzić, że Rosjanie mają jakąś wielką strategię. "Oni często po prostu reagują na wydarzenia, stosownie do tego, co zrobi jakiś lokalny dowódca w terenie - powiedział. - Ale myślę, że wiedzą, że też w tym ugrzęźli i że to się szybko nie skończy. Być może myślą, że atakując teraz mocniej, zmuszą Kijów do kapitulacji i uważają, że po zajęciu Mariupola, Doniecka Republika Ludowa będzie wyglądać bardziej realnie. Będzie mieć nie tylko funkcjonujące lotnisko, ale i korytarz lądowy na Krym". Ekspert przyznał, że "Rosja ma znacznie więcej środków, które może wykorzystać w tym konflikcie niż Ukraina, a Putin jest bardziej skłonny, by być okrutnym w stosunku do swoich mieszkańców niż Poroszenko. Mimo to Rosja nie zdecyduje się na otwartą inwazję na Ukrainę. - Czyniąc to, Rosja ma wszystko do stracenia i nic do zyskania. Rosja nie chce zająć Ukrainy. Jeśli to zrobi, to - nie mówiąc już nawet o implikacjach międzynarodowych - musiałaby wydać dużo pieniędzy na pacyfikację i kontrolowanie kraju, który w dodatku wymaga dotowania. Nie, tutaj chodzi o uzyskanie zmiany polityki Kijowa. Putin potrzebuje czegoś, by móc ogłosić swoje zwycięstwo. Czeka ma moment, gdy będzie mógł powiedzieć "misja wykonana; wzięliśmy w tym udział i dostaliśmy to, co chcieliśmy" - powiedział Galeotti. "To spadek cen ropy naftowej na świecie najbardziej szkodzi Rosji, a nie zachodnie sankcje" Czy Poroszenko mu to umożliwi? - To zależy. Jeśli Mariupol padnie, to Rosja będzie mogła stworzyć coś w rodzaju "Mega-Naddniestrza". A jeśli nie, to jesteśmy znów w punkcie wyjścia. Jest to bolesne, ale Rosja może wytrzymać ten konflikt oraz sankcje przez dość długi czas - powiedział Galeotti przyznając jednocześnie, że to spadek cen ropy naftowej na świecie najbardziej szkodzi Rosji, a nie zachodnie sankcje. Ekspert ocenił szanse na zajęcie Muriopola przez separatystów na znaczące. - Poza siłami lokalnych separatystów, jest tam kilka tysięcy rosyjskich żołnierzy. To są dość elitarne oddziały. Za każdym razem, gdy Ukraińcy podejmowali walkę na dużą skalę z rosyjskimi siłami, to Rosjanie zwyciężali - powiedział. Ale jak zaznaczył Galeotti to zależy od tego, jakie zasoby zechce wykorzystać Rosja, mając świadomość, że to będzie mieć swoją cenę, czyli najprawdopodobniej Zachód nałoży kolejne sankcje. Zobacz nasz RAPORT SPECJALNY: KRYZYS NA UKRAINIE