"Rosja weźmie tyle, ile się da, a reszta świata ma niewielkie możliwości odstraszenia lub ukarania Moskwy, jeśli karząc Rosję nie chce zaszkodzić sobie" - napisał ekspert londyńskiego ośrodka w komentarzu.- Na podstawie wcześniejszych doświadczeń Rosja może z ufnością oczekiwać, że wszelkie kary nałożone na nią będą miały krótki żywot. W 2008 r. Zachód oburzył się na działania Rosji w konflikcie z Gruzją. Rok później USA zadeklarowały zresetowanie stosunków, NATO wznowiło kontakty wojskowe, a współpracę gospodarczą przywrócono jak gdyby nigdy nic - przypomina Giles. W obecnym konflikcie krymskim widzi on wiele analogii z konfliktem o Osetię Południową, separatystyczną gruzińską republikę; w obu przypadkach pretekstem do zbrojnej interwencji była ochrona ludności rosyjskiej. Zdaniem Gilesa następnym posunięciem Rosji na Krymie może być, tak jak w Osetii, przekształcenie rosyjskiej piechoty morskiej w siły pokojowe. "Po konflikcie w Gruzji głęboko wadliwe porozumienie o zawieszeniu broni, firmowane przez ówczesnego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego, skonsolidowało i zalegalizowało rosyjskie zdobycze, unieruchamiając siły gruzińskie" - zaznacza. Od stosunku Zachodu do obecnego kryzysu na Krymie zależeć będzie jego zdaniem to, czy "Rosja zniechęci się do asertywnych i ryzykownych operacji w przyszłości, czy też zostanie do nich zachęcona". "Rosja wielokrotnie pokazała, że w imię deklarowanych przez siebie interesów bezpieczeństwa nie zawaha się przed żadnymi będącymi w jej mocy działaniami, dopóki nie napotka poważnego oporu" - donosi Giles. Ekspert sądzi, że zapowiedziane na 30 marca referendum na Krymie może stworzyć ramy do powstania teoretycznie niepodległej enklawy, faktycznie zależnej od Moskwy. Plebiscyt ma dotyczyć rozszerzenia pełnomocnictw krymskiej autonomii oraz zmiany jej statusu z autonomicznego na państwowy. Na dalszym etapie, jak ocenia, "Moskwa może cierpliwie czekać, aż reszta Ukrainy wpadnie jej w ręce pod ciężarem niedającego się opanować kryzysu gospodarczego".