- To porozumienie, które zawarto przed rozszerzeniem Sojuszu, mające pokazać, że obie strony są partnerami, ale okoliczności podpisania dokumentu odbiegały od obecnej sytuacji geopolitycznej - zwraca uwagę Lorenz. Częścią porozumienia było stwierdzenie, że NATO nie będzie rozmieszczać znaczących sił na terenie nowych państw członkowskich, ale w tym samym zdaniu wspominano o "obecnym i przewidywalnym środowisku bezpieczeństwa". Były tam też zapisy o respektowaniu wszystkich wcześniejszych porozumień i umów międzynarodowych, które wykluczały zmienianie granic w Europie siłą. Ekspert dodaje, że część państwo członkowskich NATO uznaje, że po agresji Rosji na Ukrainę i aneksji Krymu, porozumienie przestało obowiązywać, choć Sojusz stara się dalej działać w jego duchu. - Dotychczasowe zaufanie wobec Moskwy doprowadziło pakt do momentu, w którym nie ma on wiarygodnej obrony swojej wschodniej flanki, a żeby zniechęcić kogoś do potencjalnej agresji, trzeba w narażonych na nią państwach utrzymywać stałe siły - mówi Lorenc. Dedycja w sprawie rozlokowania sprzętu i jednostek NATO na wschodzie Europy nie jest jednak przesądzona, bo mamy do czynienia z oporem politycznym, a także opinii publicznej państw Zachodu. Stany Zjednoczone i państwa Europy Zachodniej nie czują się po rozpadzie ZSRR zagrożone przez Rosję, co wpływa na ich decyzje, od niemal dekady mamy też trudną sytuację fiskalną i stałe zmniejszanie budżetów obronnych. Lorenc prognozuje, że nawet jeśli są obecnie wypracowywane decyzje, dotyczące wzmacniania wschodniej flanki NATO, to będzie to proces stopniowy i bardzo rozciągnięty w czasie.Rosyjski MSZ w specjalnym oświadczeniu stwierdza, że Stany Zjednoczone specjalnie pielęgnują u swoich partnerów nastroje antyrosyjskie, by wykorzystać je do dalszej wojskowej ekspansji i poszerzania swoich wpływów w Europie.