Nicolas Levi, specjalista do spraw Azji Południowo-Wschodniej zauważa, że inicjatywy międzynarodowe, mające za cel otwarcie Korei Północnej na świat, spełzają jednak na niczym. Ekspert w rozmowie z IAR dał przykład strefy Kaesong, która mogłaby ściągnąć inwestycje z kilku kontynentów. - Północnokoreański robotnik zarabia tam 40% tego, co otrzymałby za podobną pracę Chińczyk. Dlatego Korea Południowa ciągle wiąże ze strefą pewne nadzieje- podkreśla Levi. W ubiegłym tygodniu oficjalnie zgłosiła nawet propozycję wpuszczenia do strefy firm z Europy. Południowokoreańskie media krytycznie odniosły się do projektu Ministerstwa do Spraw Zjednoczenia, wskazując, że moment nie jest dobry dla podobnych inicjatyw. Nicolas Levi zauważa, że Pjongjang, mimo iż regularnie podgrzewa konflikt na Półwyspie, ma świadomość, że zagraniczne firmy płacą podatki i są jedynym źródłem dewiz. - Dlatego z jednej strony ogłasza wojnę, a z drugiej nadal pozwala im pracować. Przykładowo poza strefą od 20 lat działa w Korei Północnej południowokoreańska grupa biznesowa Samsung inwestująca w tym kraju w infrastrukturę elektryczną i drogi podkresla Levi. Tymczasem - według ostatnich doniesień - Pjongjang zagroził wycofaniem swych obywateli ze specjalnej strefy ekonomicznej w Kaesong. Drugi dzień komunistyczna Północ blokuje też dostęp do strefy pracownikom z Południa. Stowarzyszenie południowokoreańskich przedsiębiorstw podało też, że Korea Północna nakazała wszystkim mieszkańcom Południa opuszczenie Kaesong do 10 kwietnia. Władze w Seulu przekonują zaś, że nie takie były intencje władz Korei Północnej, a komunikat został błędnie zinterpretowany.