- Jeżeli atak lotniczy był pomyślany jedynie jako akcja służąca ukaraniu (prezydenta Syrii Baszara) el-Asada, jeżeli miała charakter symboliczny, to nie przyniesie żadnych wymiernych rezultatów, zakończy się fiaskiem - powiedział Kaim w rozmowie ze stacją telewizyjną N24. - Akcje wojskowe stanowią wartość tylko wtedy, gdy prowadzą do politycznej korzyści. Oczekiwałbym, że atak militarny zostanie uzupełniony działaniami dyplomatycznymi - wyjaśnił współpracownik jednego z najważniejszych niemieckich think tanków, doradzających rządowi Niemiec. Jak zaznaczył, korzystną okolicznością jest wizyta szefa amerykańskiej dyplomacji w przyszłym tygodniu w Moskwie. - Okno możliwości otwiera się na wspólną ofensywę w Genewie i w procesie z Astany", gdzie toczą się rozmowy w sprawie Syrii - dodał Kaim. "Rosjanie się pienią" - Rosjanie się pienią, ale za kulisami można dostrzec pewien rodzaj porozumienia czy przynajmniej tolerowania przez Moskwę amerykańskiego uderzenia - zauważył niemiecki ekspert. - Rosjanie dysponują obroną przeciwlotniczą w Syrii i musieli wiedzieć, co się stanie, byli ostrzeżeni. Rosja traktuje Asada, pomimo udzielanego mu politycznego poparcia, jak niewygodnego partnera - powiedział Kaim. Siły USA w nocy z czwartku na piątek przeprowadziły atak z użyciem 59 pocisków samosterujących Tomahawk na syryjską bazę lotniczą Szajrat w prowincji Hims w środkowej części kraju. Była to odpowiedź na wtorkowy atak chemiczny na opanowaną przez syryjskich rebeliantów miejscowość Chan Szajchun, o który Stany Zjednoczone oskarżyły reżim prezydenta Syrii Baszara el-Asada. W ataku chemicznym zginęło 86 osób, w tym 30 dzieci. Poparcie dla ataku USA w Syrii wyraziły m.in. Wielka Brytania, Francja, Izrael, Arabia Saudyjska i Japonia. Potępiły go Rosja i Iran, a Chiny zaapelowały do stron konfliktu o znalezienie politycznego rozwiązania.