Agnieszka Waś-Turecka, Interia: Do końca obecnej perspektywy finansowej zostało kilkanaście miesięcy. Na jakim etapie wykorzystania środków z budżetu jesteśmy? Jan Mikołaj Dzięciołowski, ekspert Komisji Europejskiej ds. polityki spójności: - Jeśli chodzi ogólnie o politykę spójności, to Polska jest dobrym uczniem. W trwającym okresie programowania Warszawa jest największym beneficjentem funduszy, zatem wyzwanie jest ogromne. Ale już dziś ponad 30 procent środków jest rozliczonych, co oznacza, że pod tym względem Polska jest w czołówce krajów członkowskich. Jak to rozliczanie przedstawia się w innych państwach UE? - Nieco gorzej. Są kraje, które mają ogromne trudności, co wynika m.in. z jakości administracji. Rumunia? Bułgaria? - Na przykład. Ale nie tylko. To są kraje, które mają więcej problemów gospodarczych i zaległości historycznych. Pozytywnym aspektem ostatnich lat w Polsce jest to, że w przeciwieństwie do innych państw, nawet tej tzw. starej Unii, nad Wisłą położono bardzo duży nacisk na jakość administracji. Nie tylko na poziomie centralnym, ale też wojewódzkim. Dziś musimy naciskać i wspierać Polskę w tym, by tę jakość osiągnąć też na poziomie lokalnym. Bo to klucz do sprawnego wdrażania polityki spójności. Projektując obecne rozdanie w polityce spójności Komisja Europejska wyznaczyła pewne cele do osiągnięcia. Na jakim etapie ich realizacji jesteśmy? - W Polsce widać gołym okiem, że na przykład infrastruktura się poprawia. A to przekłada się na PKB. Wiemy, że średnie PKB Polski było o wiele niższe, gdy przystępowała do UE - wynosiło mniej niż 50 proc. średniego PKB UE. A teraz jesteśmy na poziomie ponad 70 proc. Zatem skutki polityki spójności są bardzo konkretne. Oczywiście Polska ma też problemy. Zresztą każde państwo je ma. Np. jeśli chodzi o innowacyjność czy włączanie obywateli w procesy decyzyjne dotyczące rozwoju kraju. Także efektywność energetyczna Polski jest nadal bardzo niska. W zakresie ochrony środowiska wyzwania są w zarządzaniu odpadami czy w oczyszczaniu powietrza. Polityka spójności ma zmniejszać różnice między regionami w Unii Europejskiej. Czy w Polsce udaje się osiągać ten cel? Różnice między województwami zmniejszają się? - Na poziomie kraju Polska zrobiła bardzo duży postęp. Natomiast słabiej rozwinięte regiony Polski są nadal słabiej rozwinięte. I wciąż wymagają dużego wysiłku finansowego i administracyjnego. Niedawny raport pokazał, że różnice między regionami w Polsce są bardzo duże i należą do największych w Europie. Widać na przykład, że warmińsko-mazurskie, świętokrzyskie, czy opolskie nadal są w tyle za Warszawą, Gdańskiem czy Krakowem. Czyli polityka spójności zawiodła? - Nie. Brak rozwoju ma różne przyczyny, natomiast teraz potrzeba dużo pracy, by te słabiej rozwinięte regiony odnalazły własny tryb nadrabiania zaległości - nie tyle w stosunku do reszty Europy, ale pozostałych regionów Polski. Istnieją obiektywne sprawy, które wymagają poprawy i polityka spójności jak najbardziej służy tym celom. Musimy się tylko umówić z władzami Polski, w jakich kierunkach idziemy i jakie priorytety mamy. Bo środki są ograniczone. Wspomniał pan o wyzwaniu związanym z jakością powietrza w Polsce. W ostatnim czasie media podały, że negocjacje między Komisją Europejską a Polską w sprawie programu "Czyste powietrze" zostały zwieszone, ponieważ KE nie jest zadowolona z pracy polskiego rządu. Z czego konkretnie KE nie jest zadowolona? - Prasa ujęła to w ten sposób, ale to nie do końca tak. Po pierwsze, to nie są negocjacje formalne, ale zalecenia, które KE wydała w celu przyszłego finansowania unijnego na rzecz poprawy jakości powietrza. One są - według nas - dość jasne. Po drugie, nie ma żadnego zawieszenia. Cały czas rozmawiamy z władzami polskimi. To w czym jest problem? - Komisja Europejska razem z Bankiem Światowym ocenili, że jeśli chodzi o jakość powietrza to sytuacja w Polsce jest krytyczna. Wśród 50 miast europejskich z najgorszym powietrzem 33 znajduje się w Polsce. Zatem wyzwanie jest ogromne i wymaga nakładów inwestycyjnych, które przekraczają możliwości budżetu UE. Tym bardziej powinniśmy uważać na efektywność wdrażania tych inwestycji na poziomie obywatela, samorządów, stolic. Dlatego KE przykłada dużą wagę do sposobu wydawania tych środków. Czyli to nie jest tak, że Polska już straciła te miliardy, o które wnioskowała? - Te negocjacje jeszcze się formalnie nie zaczęły, dlatego Polska jeszcze niczego nie straciła. Jesteśmy na etapie wymiany poglądów. Mamy nadzieję, że w okresie negocjacji przyszłych programów operacyjnych będziemy już mieli jasne ramy tego, co chcemy zrobić i przede wszystkim spokój wewnętrzny, że system, który tworzymy będzie się przekładał na poprawę jakości życia obywateli. Polska jest obecnie największym beneficjentem polityki spójności, ale działa ona na terenie całej UE. Czy w takiej szerszej perspektywie można powiedzieć, że polityka spójności osiąga postawione przed nią cele? Na przykład, czy zmniejszają się różnice między umownie przyjętym Wschodem i Zachodem UE? - W niedawnym siódmym raporcie kohezyjnym pokazano konkretne dane i dowody na to, że to wyrównywanie następuje. Widać to na przykład na poziomie PKB. Natomiast widzimy też, że kryzys gospodarczy, który dotknął UE w 2008 roku, pogorszył sytuację nie tylko na wschodzie, ale przede wszystkim na zachodzie Europy. Widzimy problemy w krajach bogatszych, np. na północy Włoch, we Francji czy w Hiszpanii. Dlatego propozycja budżetu przygotowana przez KE na nową perspektywę finansową na lata 2021-2027 odzwierciedla tę sytuację. Hiszpania, która jest bogatsza od Polski, dostanie więcej pieniędzy względem poprzedniego okresu wydatkowania, dlatego że kryzys dotknął ją w sposób szczególny. Podobnie Włochy. Ogólnie pamiętajmy, że polityka spójności to tylko 0,30 procent PKB całej UE, więc nie można wymagać, by ta względnie mała pula pieniędzy rozwiązała wszystkie problemy. Jednak polityka spójności jest jedną z najważniejszych polityk UE. - Tak. Tylko jeśli nie ma reform, które zapewnią, że będzie dobrze wykorzystywana, to pieniądze mogą zostać źle wydane albo nie zostać wydane w ogóle. Istnieje taka zasada, że jeśli nie wydamy pieniędzy z polityki spójności do trzech lat po zakończeniu perspektywy finansowej, to trzeba je zwrócić do budżetu unijnego. To dyscyplina budżetowa, dość sroga i wymagająca. Polska ma w tej chwili rozliczoną jedną trzecią projektów. Jesteśmy w grupie ryzyka? - Nie. Jedna trzecia rozliczonych projektów, oznacza, że zapłaciliśmy już beneficjentom. Ale przede wszystkim mamy ponad 70 proc. już zakontraktowanych umów. Może jeszcze nie zapłaciliśmy, ale mamy prawie pewną sytuację, bo w większości te pieniądze zostaną rozliczone. Trwają już negocjacje nowej perspektywy finansowej na lata 2021-2027. KE przedstawiła propozycję tego budżetu w maju zeszłego roku. Zaproponowano cięcia w polityce spójności i Wspólnej Polityce Rolnej. Czy od tego czasu coś się zmieniło? - Propozycja z maja 2018 roku została przedstawiona Parlamentowi Europejskiemu i Radzie Europejskiej. Teraz między tymi instytucjami trzeba znaleźć złoty środek. To, co się zmieniło, to to, że został wybrany nowy PE. Mamy nowe frakcje, trzeba utworzyć nowe konsensusy polityczne. I tutaj pojawia się znak zapytania - jak szybko nowy PE wróci do stołu negocjacyjnego? Mamy nadzieję, że negocjacje zakończą się pod koniec tego roku. Tak, by nowe programy operacyjne mogły spokojnie ruszyć z początkiem 2021 roku. Oprócz cięć w tej nowej polityce spójności Komisja Europejska proponuje także pewne zmiany. Jakie? - Głównie chcemy uprościć politykę spójności. Często słyszeliśmy, że wnioski są bardzo skomplikowane, że coraz mniej jest beneficjentów chętnych do wzięcia udziału w wykorzystaniu tych środków. Dlatego stworzyliśmy ogólnoeuropejską platformę, na której można było wskazać, co wymaga poprawy i uproszczenia. Tutaj warto zaznaczyć, że uproszczenia mogą być po stronie UE, ale także po stronie kraju członkowskiego, ponieważ niektóre administracje państwowe dokładają swoją warstwę wymagań, które też mogą utrudniać dostęp do środków unijnych. Czyli chodzi o to, by zmniejszyć biurokrację? - Tak. Na poziomie beneficjenta. Np. małe i średnie przedsiębiorstwa będą miały dostęp do kosztów ryczałtowych w niektórych dziedzinach. Będzie mniej faktur, a więc i ryzyko popełnienia błędu będzie mniejsze. Druga sprawa to zmiany w programach operacyjnych. Do tej pory potrzebna była zgoda KE na każdą zmianę w programie. W tej chwili proponujemy, by ta zgoda nie była konieczna, jeśli zmiana dotyczy mniej niż 5 proc. programu operacyjnego. Czyli większa elastyczność? - Tak, także w przypadkach nieoczekiwanych zmian - klimatycznych czy gospodarczych. Będzie większa szansa na szybką reakcję na coś, co wcześniej nie zostało przewidziane. Czyli ogólnie o środki z polityki spójności ma być łatwiej? - Na to liczymy.