Dzangowi zarzucono m.in. nielojalność wobec poprzednich przywódców, którzy żelazną ręką rządzili Koreą Płn., Kim Ir Sena oraz Kim Dzong Ila, a także "mobilizowanie antypartyjnych, kontrrewolucyjnych elementów frakcyjnych mających na celu obalenie obecnego przywództwa". - Sam fakt, że na liście przeciwników reżimu wymieniono "reakcjonistów" oraz "niepożądane i obce elementy", a nie poprzestano na potępieniu nielojalności jednej osoby, każe stawiać pytania o faktyczny zakres władzy Kima - zauważył Swenson-Wright w komentarzu zamieszczonym na portalu Chatham House. Jego zdaniem tak sformułowana lista wrogów może oznaczać, że usunięcie jednego człowieka może nie usatysfakcjonować reżimu. W najbliższym czasie okaże się, czy dojdzie do czystki wśród osób w przeszłości bliskich Dzangowi. Okaże się wówczas, jak poważnym zagrożeniem był dla Kima jego wuj - tłumaczy ekspert związany z Uniwersytetem Cambridge. Według niego Kim podejmuje polityczne ryzyko, dając do zrozumienia, że w ekipie rządzącej są głębokie, wewnętrzne podziały, ponieważ tym samym odszedł od oficjalnej linii podkreślającej jedność, spójność i siłę obecnego kierownictwa. Może to wśród Koreańczyków budzić wątpliwości, czy obecna ekipa, pozostająca u władzy od niespełna dwóch lat, rzeczywiście jest silna i jednomyślna. Swenson-Wright ocenia, że decyzja Kim Dzong Una o skazaniu na śmierć osoby spowinowaconej z rządzącą dynastią może też podać w wątpliwość prawo pierwszej rodziny w państwie do rządzenia Koreą Północną. - Choć na razie wszystko wskazuje na to, że wydarzenia z ubiegłego tygodnia raczej wzmocniły niż osłabiły Kim Dzong Una, to bezprecedensowy i dramatyczny charakter tych zmian sugeruje, że polityczna sytuacja w najbliższym czasie będzie płynna i trudna do przewidzenia - konkluduje Swenson-Wright.