- Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka stara się ze wszystkich sił zachować neutralność. I udaje mu się to, chociaż niezupełnie - powiedział Karbalewicz. Jak wskazuje politolog, z jednej strony Łukaszenka to sojusznik Rosji i jest od niej bardzo zależny. Był zmuszony zgodzić się na rozmieszczenie w Białorusi 15 rosyjskich samolotów pod Bobrujskiem. Białoruś jako jedno z 11 państw głosowała też w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ 27 marca przeciwko rezolucji potępiającej aneksję Krymu przez Rosję. - Dlatego chociaż białoruskie media państwowe próbują relacjonować sytuację na Ukrainie w sposób neutralny, to starają się nie pokazywać, że Rosja jest uczestnikiem tego konfliktu - podkreślił Karbalewicz. Jednocześnie "w sferze retoryki strona białoruska popiera raczej Ukrainę" - zaznaczył. Przedstawiciele władz białoruskich deklarują, że są za integralnością terytorialną Ukrainy, przeciwko federalizacji i przeciwko ingerencji w jej sprawy. Łukaszenka na inauguracji prezydenta Petra Poroszenki w Kijowie mówił też, że terrorystów należy niszczyć. - Nie można powiedzieć, że jest to stanowisko całkowicie neutralne, ale jest nim w znacznym stopniu - ocenił Karbalewicz. - Wydaje się, że Białoruś to optymalny wariant miejsca na rozmowy - ocenił. Nie sądzi on, by udział Białorusi we wtorkowym szczycie wpłynął na jego wynik, ale spotkanie może dać Łukaszence szanse na poprawę swojego wizerunku wewnątrz kraju, a może także za granicą. - Łukaszenka jako gospodarz będzie przyjmować wszystkich gości, może dojdzie nawet do jakichś krótkich spotkań protokolarnych. Media będę o tych rozmowach informować, zwłaszcza białoruskie. To da pewne punkty Łukaszence - powiedział. Spotkanie w Mińsku może natomiast - jak uważa - wpłynąć na atmosferę w stosunkach między Białorusią i UE. - Myślę, że dojdzie do jakiegoś spotkania Łukaszenki z panią (Catherine) Ashton, choćby czysto protokolarnego, a to dla niego nadzwyczaj ważne, jest bowiem objęty zakazem wjazdu do UE. Uważam, że nawet jeśli tylko zostanie pokazane w telewizji, jak sobie ściskają ręce, będzie to pewnym postępem - powiedział. Zwrócił uwagę, że odwilż w stosunkach Białorusi z UE trwa już od jakiegoś czasu, choć bardzo powoli. Według niego wpływa na nią nie tyle spotkanie w Mińsku, co sam kontekst kryzysu ukraińskiego. - Na tle konfliktu wojennego, który odbywa się na Ukrainie, reżim białoruski już nie wygląda tak odpychająco w oczach europejskich polityków. Owszem, są więźniowie polityczni, ale panuje stabilność, choćby w takim sensie, że nie ma zagrożenia dla tranzytu ropy i gazu do Europy. Na tle Putina Łukaszenka przestał być najgorszy - zaznaczył. Pytany o szanse zniesienia sankcji UE wobec Białorusi, Karbalewicz ocenił, że może do tego dojść, choć "nie od razu". Najpierw powinny według niego zostać poczynione pewne niewielkie kroki z obu stron. - Może Łukaszenka zwolni jeszcze jednego, dwóch albo trzech więźniów politycznych, a Unia Europejska zmniejszy liczbę urzędników objętych sankcjami, albo wykona jakiś inny krok, nawet odnośnie do samego Łukaszenki, na przykład zaprosi go na jakieś spotkanie w którymś w państw UE, zawieszając na ten czas sankcje wobec niego - powiedział. Przeprowadzenie szczytu w Mińsku może też w opinii analityka zwiększyć popularność Łukaszenki na Białorusi. Zwrócił on jednak uwagę, że już sam kryzys ukraiński wzmocnił notowania prezydenta. - To, co Białorusini widzą w kanałach rosyjskich i białoruskich, jeśli chodzi o wydarzenia ukraińskie, bardzo ich wystraszyło i w społeczeństwie zwiększyło się zapotrzebowanie na twardą władzę, silną rękę i stabilność. Ludzie są przerażeni chaosem i anarchią na Ukrainie i na tym tle bardziej doceniają białoruski reżim. Popularność Łukaszenki wzrosła, chociaż sytuacja gospodarcza w kraju się pogarsza. Tak więc gospodarka nie jest już głównym czynnikiem wpływającym na stosunek społeczeństwa do władz - podkreślił Karbalewicz. Oznacza to, że przed wyborami prezydenckimi, które mają się odbyć na Białorusi w 2015 r., Łukaszenka nie będzie musiał składać żadnych nowych obietnic. Wystarczy, że pokaże palcem na Ukrainę i zapyta: "Chcecie, żeby u nas tak było? Jeśli nie, to głosujcie na mnie, bo ja wam gwarantuję stabilność". Z drugiej strony, społeczeństwo białoruskie zaczęło z większą ostrożnością podchodzić do opozycji, bo w poprzednich wyborczych kampaniach apelowała ona o udział w protestach, argumentując, że w kraju nie ma prawdziwych wyborów. - Po kijowskim Majdanie Białorusini po prostu zaczęli się bać idei protestu, bo Majdan kojarzy im się z ofiarami, zabitymi i wojną domową. Społeczeństwo dystansuje się więc od opozycji. W tym sensie kryzys ukraiński wpłynął korzystnie na sytuację białoruskiego reżimu - wskazał analityk. Problemem dla Łukaszenki jest jednak to - podkreślił - że rosyjskie kanały telewizyjne bardzo wpływają na białoruskie społeczeństwo. - Dwie trzecie ludności ocenia wydarzenia ukraińskie z pozycji Rosji. Wychodzi więc na to, że poglądy społeczeństwa na kryzys ukraiński nie są zbieżne ze stanowiskiem władz białoruskich - to pierwsze jest bardziej prorosyjskie, a te drugie są bardziej proukraińskie - zaznaczył Waler Karbalewicz. Jednocześnie aktywizowały się prorosyjskie organizacje na Białorusi. - Łukaszenka prowadzi teraz walkę na dwa fronty - przeciwko proeuropejskiej opozycji i przeciwko prorosyjskim inicjatywom. Jest to dla niego pewne wyzwanie - podkreślił analityk.