- Trzeba wreszcie zacząć nazywać rzeczy po imieniu: to, co dzieje się między Ukrainą a Rosją, to wojna - powiedziała ekspertka Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) Heather A. Conley, była wysoka urzędniczka Departamentu Stanu, podczas briefingu na temat szczytu NATO, który odbędzie się w Newport w Walii w przyszłym tygodniu. Jej zdaniem najważniejszą decyzją szczytu będzie przyjęcie planu "Readiness Action Plan", przewidującego podwyższenie gotowości Sojuszu do interwencji w krajach wschodnich NATO. - To jest odpowiedź na ukraiński kryzys, która przybiera charakter długoterminowego konfliktu. To nie jest przedmiotem debaty, jest w tej sprawie pełna zgoda (członków NATO) - podkreśliła ekspertka. Elementem natowskiego "pakietu" będzie według ekspertki "wzmocnienie obecności NATO w Polsce w Szczecinie", gdzie Sojusz ma już dowództwo tzw. Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego, składającego się z formacji stacjonujących na terenie Danii, Niemiec i Polski. To jedyna kwatera NATO na terytorium byłego Układu Warszawskiego. Chodzi o takie wzmocnienie tej kwatery, by umożliwić tam rutynowy przepływ na ćwiczenia zwłaszcza sił szybkiego reagowania. Polska i kraje bałtyckie chciały na swym terenie stałej obecności NATO w postaci baz. Jednak "niektórzy sojusznicy, zwłaszcza Niemcy, wyrażali zaniepokojenie, że będzie to sprzeczne z aktem założycielskim Rady NATO-Rosja z 1997 roku" - dodała. Chodzi o dokument, w którym Sojusz zadeklarował, że nie będzie na stałe rozmieszczać znaczących sił bojowych w swoich nowych krajach członkowskich. - Myślę, że zostanie tam (do Szczecina - red.) przemieszczony sprzęt NATO. To nie będzie określone (w natowskim dokumencie - red.) jako stała, lecz jako rotacyjna i ciągła obecność - dodała ekspertka. Jej zdaniem wybrano taką właśnie terminologię, by ułatwić porozumienie wśród sojuszników. "Ale mówiąc szczerze, będzie to stała rotacyjna obecność w przewidywalnej przyszłości i tak należy o tym myśleć" - podkreśliła. - To może nie wystarczać, jeśli kraj obawia się inwazji Rosji, ale wystarczy do ustanowienia stałego modelu aktywności dla członków Sojuszu w Polsce - powiedziała z kolei PAP wiceszefowa CSIS, Kathleen Hicks, była wysokiej rangi doradczyni w ministerstwie obrony USA. Zaznaczyła, że w Szczecinie mają prowadzić ćwiczenia takie siły, które w sytuacji kryzysu stanowiłyby "trzon" natychmiastowej odpowiedzi NATO. Jak zapowiedział w wywiadach z kilkoma europejskimi gazetami sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen, Sojusz zamierza zwiększyć bezpieczeństwo swych członków na wschodzie, wzmacniając już istniejące siły szybkiego reagowania NRF (ok. 20 tys. żołnierzy) oraz tworząc wewnątrz nich tzw. szpicę (ang. spearhead forces), której czas reakcji byłby liczony w godzinach. Chodzi o to, by lepiej odpowiadać na tzw. hybrydowe zagrożenia oraz niekonwencjonalne ruchy, jakich Rosja dokonywała na Ukrainie - tłumaczyła Hicks. Siły natychmiastowego reagowania to ok. 450 żołnierzy - dodała. Mogłyby zostać użyte wraz z rozlokowanymi w różnych częściach Europy samolotami wojskowymi czy okrętami. - Nie chcemy iść na wojnę z Rosją. Chcemy zapobiegać każdemu rodzajowi nietypowych, niekonwencjonalnych metod działań, które mogłyby zagrozić terytorium NATO lub jego stabilności - dodała Hicks. Conley podkreśliła, że "w pewnym sensie" NATO powinno podziękować prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi, bo spowodował "ożywienie" Sojuszu, który jeszcze kilka miesięcy temu przeżywał kryzys tożsamości. Planowane obecnie przeniesienie do Polski sprzętu NATO i zapewnienie ciągłej obecności Sojuszu w krajach wschodniej Europy "nigdy wcześniej nie były rozważane i tak by pozostało, gdyby nie działania Putina" - wyjaśniła. Obie ekspertki nie mają wątpliwości, że Rosja "mocno zareaguje" na decyzję szczytu NATO o wzmocnieniu wschodniej flanki NATO. "Jedynym powodem, dla którego NATO to robi, są działania Rosji. To nie jest i nie powinno być widziane jako prowokacja. (...) Ale (w odpowiedzi Rosja) najpewniej wzmocni swe siły w regionie; będzie więc wzmocnienie po obu stronach" - powiedziała Conley. - Wiele osób powie, że to zimna wojna - i pewnie są w tym elementy zimnej wojny. Ale musimy reagować na niestabilność przy natowskiej granicy. To, co robimy, zwiększa stabilność, a nie niestabilność - podkreśliła ekspertka. Z Waszyngtonu Inga Czerny