Odra jest chorobą o bardzo wysokiej zaraźliwości. Dr Paweł Grzesiowski podkreśla, że nawet jedna trzecia przypadków ma różnego typu, prowadzące nawet do śmierci powikłania, np. neurologiczne, w tym ostre zapalenie mózgu. Jak bardzo jest to niebezpieczna infekcja świadczy tragiczny przypadek Krzysztofa Jackiewicza, wielokrotnie opisywana w mediach. Mężczyzna od prawie 30 lat jest w stanie wegetatywnym, jego matka poświęciła życie, aby się nim opiekować. - Mało osób zdaje sobie sprawę, że stan tego mężczyzny to powikłania po odrze - podkreśla dr Grzesiowski. Bardzo ważne jest wczesne wykrycie tej choroby, żeby jak najwcześniej rozpocząć leczenie. - Kłopot polega na tym, że wielu lekarzy nigdy nie miało do czynienia z odrą. Może się zatem zdarzyć, że choroba ta nie zostanie rozpoznana na czas, a leczenie rozpocznie się z opóźnieniem - dodaje specjalista. Pierwsze objawy odry są mylące, podobne na przykład do tych, jakie wywołuje grypa. Może to być jedynie ostry ból gardła, suchy kaszel, nieżyt błony śluzowej nosa i spojówek oraz stan zapalny górnych dróg oddechowych. - Dopiero po kilku dniach na skórze pojawia się wysypka. Wtedy dopiero rodzice zgłaszają się do lekarza. Jeśli w tym czasie dziecko miało kontakt z niezaszczepionymi rówieśnikami, to jest duże prawdopodobieństwa, iż inne dzieci również zachorują - podkreśla dr Grzesiowski. Prof. Teresa Jackowska z klinika pediatrii Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Szpitalu Bielańskim w Warszawie zwraca uwagę, że w Wielkiej Brytanii i USA lekarze coraz częściej odmawiają opiekowania się dziećmi, które nie są szczepione. - Tłumaczą to właśnie tym, że gdy do ich ośrodka przyprowadzane jest chore dziecko z odrą, to stwarza ono zagrożenie dla innych maluchów do pierwszego roku życia, które nie zostało jeszcze zaszczepione przeciwko tej chorobie - wyjaśnia. Wynika to z tego, że przeciwko odrze szczepione są dzieci od 13. miesiąca życia, więc wszystkie te, które nie ukończyły jeszcze pierwszego roku są zagrożone tą chorobą. - Kolejnym problem jest to, gdzie osoby zakażone miałyby być leczone. W wielu miejscowościach zlikwidowano oddziały zakaźne. W samej Warszawie mamy zaledwie jeden taki oddział. A jeśli będziemy mieć do czynienia z epidemią, to w ciągu jednej doby oddział ten zapełni się. Zapewne większość dzieci byłaby przyjmowana na oddziały pediatryczne, a jak wiadomo, na tych oddziałach mogą przebywać również niezaszczepione dzieci - zwraca uwagę dr Grzesiowski. Jego zdaniem, izolatki w szpitalach pediatrycznych nie są przygotowane na takie przypadki. - Nie mamy zatem możliwości, żeby zapobiec epidemii. Bo w tym przypadku, podobnie jak przy eboli, najważniejsza jest jak najwcześniejsza izolacja chorego. Nie jesteśmy zatem przygotowani na masowe przyjęcie chorych dzieci - dodaje dr Grzesiowski. Według Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie, zakażenie szerzy się głównie drogą kropelkową oraz przez bezpośrednią styczność z wydzieliną jamy nosowo-gardłowej. Bardzo rzadko do infekcji dochodzi drogą pośrednią, przez przedmioty świeżo zanieczyszczone wydzieliną z jamy nosowo-gardłowej. Wirusy odry dostają się do organizmu przez usta lub nos oraz spojówki. Po namnożeniu w błonach śluzowych przedostają się do skóry oraz różnych narządów, takich jak nerki, żołądek, jelita i wątroba. Okres wylęgania wynosi najczęściej od 10 do 12 dni. Dr Grzesiowski podkreśla, że nie ma leku, antybiotyku przeciwko odrze (jest to choroba wywoływana przez wirusy - przyp. PAP). Stosuje się jedynie tzw. leczenie wspomagające. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), odra co roku powoduje 10 proc. wszystkich zgonów, wywołanych różnymi przyczynami wśród dzieci poniżej 5. roku życia. Jest ósmą przyczyną zgonów na świecie. W Europie w 2014 r. doszło do 3840 zakażeń odrą, w samych tylko Włoszech było 1921 zachorowań. W Polsce według NIZP-PZH na odrę zachorowało w ubiegłym roku 110 osób, czyli więcej niż w, 2013 r. kiedy zarejestrowano 84 przypadki tej choroby.