Wypowiadający się dzisiaj w programach telewizyjnych i czołowych gazetach eksperci - komentatorzy polityczni, politolodzy i byli doradcy prezydentów - powoływali się m.in. na wyniki sondaży w ostatnich dniach; wskazują one, że Obama zdobędzie więcej głosów bezpośrednich i wygra w niemal wszystkich "swing states", kluczowych stanach, mniej więcej równo podzielonych na wyborców demokratycznych i republikańskich. Mimo intensywnej kampanii republikańskiego kandydata Johna McCaina w minionym tygodniu, Obama wciąż prowadzi w sondażach różnicą średnio około 6-7 punktów procentowych. Kilka procent jest niezdecydowanych. Z analizy "Washington Post" wynika, że nawet jeżeli McCain wygra we wszystkich "solidnie republikańskich" stanach - na konserwatywnym Południu i Środkowym Zachodzie USA - a także w stanach, gdzie wyraźnie prowadzi w sondażach (jak Georgia i Wirginia Zachodnia) oraz tych, gdzie sytuacja wygląda na remisową, ale z lekką przewagą Obamy - to i tak kandydat Demokratów zdobędzie więcej głosów elektorskich, które decydują o wygranej w wyborach. Do wygranej potrzeba ich minimum 270. Aby przeważyć szalę na swoją korzyść - uważają analitycy - McCain musiałby nie tylko zwyciężyć we wszystkich wspomnianych, wahających się stanach, lecz także w Pensylwanii, gdzie w kilku poprzednich wyborach triumfowali Demokraci i gdzie Obama prowadzi w sondażach, ale ostatnio jego przewaga nieco się zmniejszyła. Republikański senator i jego kandydatka na wiceprezydenta Sarah Palin prowadzili w związku z tym najbardziej intensywną kampanię wyborczą właśnie w Pensylwanii. Jej celem byli przede wszystkim konserwatywni Demokraci, najczęściej starsi, mniej wykształceni i z małych miasteczek, którzy w prawyborach głosowali na Hillary Clinton. Eksperci przewidują także, że w wyborach do Kongresu USA Demokraci powiększą swoją przewagę w obu izbach. Na 14 wypowiadających się w ankiecie "Washington Post" żaden jednak nie uważa, że Demokratom uda się zyskać w Senacie więcej niż 8-9 dodatkowych miejsc. Oznaczałoby to, że nie będą mieli tam tzw. superwiększości, która pozwala na uchwalanie wszelkich ustaw bez obawy, że będą one blokowane metodą obstrukcji parlamentarnej (filibuster), czyli niedopuszczania do głosowania nad ustawami przez niekończące się przemówienia. Z drugiej strony przewiduje się, że niektórzy umiarkowani Republikanie nie będą w przyszłym Kongresie blokować forsowanych przez Demokratów ustaw, co pozwoli na daleko idące reformy.