Konwój składający się z sześciu samochodów wyjechał rano z hotelu w Damaszku i skierował się do opanowanego przez rebeliantów przedmieścia znanego jako Wschodnia Ghuta. Ekspertom do spraw broni chemicznej towarzyszą funkcjonariusze syryjskich sił bezpieczeństwa i karetka. Biuro sekretarza generalnego ONZ oświadczyło wcześniej, że władze obiecały przestrzegać zawieszenia broni w miejscu, gdzie będą pracować eksperci. Według syryjskiej opozycji, w nocy z 20 na 21 sierpnia na przedmieściach Damaszku przeprowadzono atak chemiczny. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka podało, że zginęły w nim 332 osoby, powstańcy mówią nawet o 1300 zabitych. Opozycja oskarżyła o ten atak siły rządowe, ale władze zdecydowanie zaprzeczają i oskarżają powstańców. Prezydent Baszar al-Assad nazwał "nonsensem" stwierdzenia, że syryjska armia użyła broni chemicznej przeciwko powstańcom. Podkreślił, że w rejonie, gdzie miało dojść do ataku chemicznego, nie ma dokładnej granicy linii frontu.- Czy państwo może używać chemicznej substancji lub innej broni masowego rażenia w miejscach koncentracji swoich wojsk? To jest sprzeczne z elementarną logiką - powiedział syryjski przywódca w wywiadzie dla rosyjskiej gazety "Izwiestia". Oświadczył też, że w przypadku zbrojnej interwencji w jego kraju, Stany Zjednoczone czeka porażka.