"Trudne wyzwania (...), przed jakimi stoi obecnie Europa, nie pozostawiają nam innego wyboru: musimy zmierzyć się z nimi, przyjmując zdecydowanie polityczny punkt widzenia i sposób działania" - mówił we wrześniu 2015 roku Juncker. Więcej polityki Choć samo słowo "upolitycznienie" wywołuje reakcje raczej odwrotne do tych, na które liczył szef KE, to przewodniczącemu chodziło o to, by europejscy wyborcy mogli lepiej identyfikować się z programem politycznym Komisji. Miało to zbudować nić porozumienia między nimi a "europejskim rządem" i wprowadzić całkiem nowy wymiar do legitymizacji unijnych instytucji. Juncker wymyślił sobie, że będzie kimś więcej niż jego poprzednik Jose Manuel Barroso. Chciał ponad głowami rządów narodowych i w oderwaniu od ich bieżących interesów, prowadzić politykę prawdziwie europejską. KE pod jego przewodnictwem miała wyjść ponad dotychczasową rolę administratora i strażnika traktatów. Problem jednak w tym, że to się Junckerowi nie udało. A postulat upolitycznienia KE przysporzył mu więcej wrogów niż sojuszników. Te sentymenty dadzą o sobie zapewne znać podczas debaty parlamentarnej przewidzianej zaraz po środowym orędziu. Juncker podsumuje w nim miniony rok i wyznaczy priorytety na następnych 12 miesięcy. Zadanie nie jest łatwe, bo i sytuacja, w jakiej znalazła się UE, do prostych nie należy. We wrześniu 2015 roku przewodniczący wyznaczył kierowanej przez siebie KE pięć priorytetów - opanowanie kryzysu migracyjnego, ustabilizowanie i ożywienie europejskiej gospodarki, dobre porozumienie z Wielką Brytanią, utrzymanie jedności w obliczu kryzysu na Ukrainie i przeciwdziałanie zmianom klimatu. Nieudana relokacja Dziś w przytłaczającym nawale bieżących problemów o ostatnim z nich nikt już prawie nie pamięta, a działania KE w pozostałych obszarach wzbudzają w najlepszym razie mieszane uczucia. Największych emocji dostarcza kwestia systemu relokacji uchodźców już obecnych na terytorium UE. Jak przypomina ekspert ds. europejskich Klubu Jagiellońskiego Tomasz Krawczyk, pomysł ten jest wątpliwy pod względem prawnym (polityka azylowa należy do kompetencji krajów członkowskich), a także okazał się kompletnie chybiony politycznie. - Z ponad 100 tys. osób przewidzianych do relokacji, dotychczas tylko 4 tysiące zostały fizycznie relokowane - wtóruje Krawczykowi Karolina Borońska-Hryniewiecka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. - Kilka państw UE zupełnie nie wywiązało się ze złożonych zobowiązań, niektóre przyjęły tylko niewielki procent deklarowanej liczby - podkreśla ekspertka. Ile w tym winy Junckera? Mieszane uczucia wzbudza nawet umowa z Turcją, która pozwoliła na zatrzymanie niekontrolowanego napływu migrantów do Unii Europejskiej. Wymiernych efektów porozumienia nikt nie neguje. Jedyne wątpliwości dotyczą samej Ankary, która - zwłaszcza w ostatnich miesiącach - stała się bardzo nieprzewidywalnym partnerem. W kwestii uchodźców Junckerowi trzeba jednak oddać sprawiedliwość - to nie on gra tutaj pierwsze skrzypce. Jak zauważa Krawczyk, główną rolę odgrywa tutaj kanclerz Niemiec Angela Merkel, a Juncker jedynie "stara się obudowywać bieżące decyzje Berlina prawem europejskim". Poza tym - jak dodaje Borońska-Hryniewiecka - "nie jest to wina jednej instytucji, czy jednego człowieka. UE składa się przecież - jeszcze - z 28 państw, które wspólnie muszą zdecydować, czy podejmują jakieś działanie czy nie. Bruksela może proponować różne rozwiązania, ale jeśli nie będą one wcielane w życie przez państwa członkowskie, to kryzys nie zostanie zażegnany". Kolejny kryzys na horyzoncie Mieszane opinie wzbudza też ocena działań KE w rozwiązywaniu kryzysu gospodarczego. Bo choć ekonomiści zwracają uwagę na fakt, że wskaźniki makroekonomiczne zaczęły powoli piąć się w górę, o tyle nikt nie ma wątpliwości, że kryzys nadal znajduje się w fazie powstrzymywania. Między najważniejszymi graczami strefy euro wciąż brak porozumienia odnośnie najskuteczniejszej strategii ustabilizowania i ożywienia europejskiej gospodarki - Niemcy nadal mówią: dyscyplina budżetowa; Francuzi tymczasem chcą inwestycji i redystrybucji. I choć wzrost PKB w drugim półroczu 2016 roku był większy niż zakładano, to eksperci przypominają, że wskaźniki makroekonomiczne nie oddają bezpośrednio sytuacji obywateli, których interesuje to, czy mają pracę i ile w danej chwili mają w kieszeni. A to - jak na razie - się zmienia. Zwłaszcza w krajach południa Europy nie udało w wystarczającym stopniu ograniczyć bezrobocia. W kontekście ożywienia gospodarki komentatorzy zgodnie wskazują też na tzw. plan Junckera. I podczas gdy jedni chwalą go i podkreślają, że zaczyna przynosić pewne efekty, to drudzy podkreślają, że nie jest tym cudownym rozwiązaniem, którym miał być. - Wystarczy, że referendum we Włoszech się nie powiedzie i na nowo pojawi się widmo rozpadu strefy euro - nie pozostawia złudzeń Krawczyk. Ekspert mówi o przewidzianym na grudzień głosowaniu, w którym Włosi opowiedzą się za lub przeciw proponowanej przez rząd Matteo Renziego reformie przekształcającej Senat w Izbę Regionów. Jeśli referendum nie pójdzie po myśli premiera trzecia w UE gospodarka może znów wejść w fazę chaosu politycznego, co niechybnie nada tempa tlącemu się w kraju kryzysowi bankowemu. - W Europie nie ma wystarczających środków, by uratować Włochy. Nikt tego nie udźwignie. Jeśli dojdzie do kryzysu bankowego we Włoszech, to bardzo trudno będzie uchronić strefę euro przed dezintegracją. Wtedy to, co działo się w Grecji, będzie jedynie uwerturą, to tego wielkiego włoskiego dramatu - wieszczy ekspert Klubu Jagiellońskiego. Reakcja na Brexit najgorsza z możliwych Na razie jednak UE boryka się z dramatem brytyjskim. Według zeszłorocznego orędzia Junckera miało być "dobre porozumienie z Wielką Brytanią", tymczasem mamy - jak mówi Borońska-Hryniewiecka - "porażkę na całej linii. Ale nie jest to wina Junckera, KE, czy Tuska, ale sposobu komunikowania się brytyjskiego rządu z obywatelami, tłumaczenia jak działa UE i jakie konkretne korzyści z niej płyną". - Wynegocjowane przez Tuska porozumienie było najlepszym z możliwych, bo pozwalało każdemu zabrać do domu trochę sukcesu. Zbudowano konsensus dla funkcjonowania zróżnicowanej UE, w której Wielka Brytania mogłaby się dalej rozwijać. Pokazano, że Bruksela jest zdolna pójść na pewne ustępstwa. To jednak nie wystarczyło Brytyjczykom, ponieważ populiści przeprowadzili skuteczną kampanię opartą na silnych emocjach i bardzo dużych przekłamaniach - ocenia Borońska-Hryniewiecka. Krawczyk z kolei zwraca uwagą na zupełnie chybioną reakcję Junckera na decyzję brytyjskich obywateli. - Brexit pokazał, że szef KE kompletnie nie rozumie procesów zachodzących w Wielkiej Brytanii, które są pochodną kryzysu tożsamości UE. Co gorsza, reaguje na to w sposób najgorszy z możliwych, szufladkując przeciwników jako oszołomów i populistów. Sytuacja związana z Wielką Brytanią go przerosła - krytykuje specjalista. Ukraina? "To zasługa Merkel i Tuska" W przypadku konfliktu wojskowego na wschodzie Ukrainy najwięcej mówi się o utrzymaniu jedności w kwestii sankcji dyplomatycznych i gospodarczych nałożonych na Rosję. Jednak także tutaj to nie Juncker odgrywa pierwsze skrzypce. - To zasługa Merkel i Tuska. Wpływ Junckera jest minimalny - mówi Krawczyk, a Borońska-Hryniewiecka zwraca uwagę na majaczące już na horyzoncie pęknięcia w tym jednomyślnym froncie. - Solidarność ws. Ukrainy jeszcze jest, ale nie przekłada się na funkcjonalne zdyscyplinowanie Rosji. Co więcej, przez niektórych polityków zaczyna przemawiać pragmatyzm - po co utrzymywać sankcje, skoro nie widać zmiany w polityce Rosji i jeszcze na tym tracimy? - zaznacza ekspertka. Brexit nie jest koniecznością dziejową Upływający rok Juncker zamknie więc na minusie, choć możemy być pewni, że on sam wystawi sobie ocenę zgoła odmienną. Eksperci zwracają jednak uwagę, że jeśli projekt europejski ma przetrwać, to Unia Europejska musi uderzyć się w pierś. - Przewodniczący musi pokazać, że UE bez Wielkiej Brytanii ma przyszłość i pomysł na siebie, musi zaprezentować przekonującą wizję okrojonej Unii - mówi Borońska-Hryniewiecka. - W perspektywie średnio- lub długoterminowej Juncker może zaproponować reformę traktatów - prognozuje z kolei Krawczyk i kreśli niesłychanie ciekawy scenariusz: - Ta reforma musi być połączona z otwartością na Brytyjczyków według starej zasady prawa międzynarodowego "rebus sic stantibus" - mamy do czynienia z kompletnie nowymi okolicznościami, więc zastanówcie się, czy na pewno chcecie być na zewnątrz? Nie jestem przekonany, że Brexit jest koniecznością dziejową. Koniec z "unionizacją" porażek O szeroko zakrojonej reformie UE mówi też Borońska-Hryniewiecka. Dla niej jest to jednak okazja do zbudowania nowej komunikacji między Brukselą a obywatelami UE. - Juncker zapewne powie, że szok instytucjonalny, jakim dla UE będzie Brexit, musi stać się okazją do gruntownej reformy funkcjonowania Unii, ale też myślenia o niej. Nie chodzi jednak o reformy strukturalne, ponieważ wiele mechanizmów już jest zapisanych w traktatach, tylko nie działa. Ale o to, by zbudować skuteczną politykę komunikacji Brukseli z obywatelami - prognozuje ekspertka. O co chodzi? Przede wszystkim odejście od tzw. "unionizacji" porażek - czyli narracji polityków, według której wszystko to, co złe i co się nie udało, to wina Brukseli, natomiast wszelkie sukcesy to efekt ich ciężkiej pracy i zdolności negocjacyjnych. Innymi słowy - politycy muszą przestać robić z Brukseli dyżurnego kozła ofiarnego. - To wielka krótkowzroczność, ponieważ powoduje, że wychowujemy sobie społeczeństwa coraz bardziej nieufne i eurosceptyczne - ostrzega ekspertka z PISM i dodaje, że UE musi wreszcie zacząć tłumaczyć ludziom, zwłaszcza młodym nieznającym życia przed erą wspólnego rynku, korzyści płynące z Unii, bo - jak się okazuje - same tabliczki informujące o tym, że coś zostało wybudowane dzięki dofinansowaniu z Brukseli, nie wystarczą. Wspólna armia czy może europejskie Star Wars? Wysoko w unijnej agendzie znajduje się dziś także bezpieczeństwo. I to w dwóch wymiarach. Po pierwsze, jako seria działań obliczonych na walkę z terroryzmem, m.in. zwiększona wymiana informacji wywiadowczych między krajami członkowskimi czy lepsza ochrona granic zewnętrznych. Po drugie, wspólna polityka obronna i stworzenie - blokowanej dotychczas przez Wielką Brytanię - unijnej armii. - Już dziś widać, że niektóre państwa ze względu na swój udział w wojnie z tzw. Państwem Islamskim, mogą mieć realny problem, by wypełnić swoje zobowiązania wynikające ze szczytu NATO w Warszawie, dlatego tym bardziej nie są zdolne do realnego zasilenia wymiaru obronnego w ramach UE - ocenia Krawczyk i proponuje - za ministrem finansów Niemiec Wolfgangiem Schäuble - stworzenie systemu wspólnych wydatków obronnych i uczynienie z niego lewara gospodarczo-cywilizacyjnego na wzór programu Star Wars w USA. Europejskie Gwiezdne Wojny wzmocniłby nie tylko wspólną politykę obronną Unii, ale także pomogły ożywić gospodarkę, która - jak wiadomo - nie radzi sobie w ostatnich latach najlepiej. - Europa jako całość przestaje być innowacyjna w wymiarze cywilizacyjnym - mówi Krawczyk, dlatego tak ważne są wszelkie pomysły, które zasilą gospodarkę nowymi technologiami. Zapobiec podziałowi strefy euro Borońska-Hryniewiecka oczekuje z kolei od przewodniczącego KE takich narzędzi na rzecz ożywienia europejskiej gospodarki, które pomogą szybciej nadrobić słabszym przepaść dzielącą ich od najprężniejszych. Cały czas bowiem pogłębiają się różnice między gospodarkami północy i południa. - Są dwa sposoby na pobudzenie europejskiej gospodarki - Niemcy stawiają na dyscyplinę budżetową, ale "z pustego nie nalejesz", dlatego, poza dyscypliną, przychylam się do wersji francuskiej, czyli budowania wzrostu na redystrybucji, inwestycjach i restrukturyzacji długu - ocenia ekspertka. Jeśli żadna z tych dróg się nie powiedzie, specjaliści kreślą przyszłość raczej w ciemnych barwach. - Moim zdaniem, najdalej za 10 lat dojdzie do podziału strefy euro na północ i południe. Będzie to trwały i głęboki podział - ostrzega Krawczyk. Co z migrantami? Na koniec eksperci pozostawiają kryzys migracyjny, który jednak - jak się wydaje - napsuł Europie najwięcej politycznej krwi i najskuteczniej popsuł relacje nie tylko między europejskimi stolicami, ale także między rządami i Komisją Europejską. Borońska-Hryniewiecka przewiduje, że bardzo trudno będzie znaleźć wspólne rozwiązanie, jeśli państwa nie zgodzą się na przyjęcie tej puli uchodźców, która już została alokowana. Zdaniem Krawczyka natomiast program relokacji nie ma szansy powodzenia, ponieważ sprzeciwia się najbardziej podstawowemu fundamentowi UE - jest przymusem, a nie dobrowolnością. Dwie wizje Europy Jean-Claude Juncker nie jest politykiem powszechnie lubianym. Jednak nawet ci, którzy nie darzą go ciepłymi uczuciami, przyznają, że jest politykiem inteligentnym i efektywnym. Zapewne ma zatem jakiś plan dla Europy. Jeśli chce pozostać uczestnikiem dyskusji o przyszłości UE (a polityk z jego ambicjami z pewnością chce), środowe wystąpienie przed Parlamentem Europejskim to idealne miejsce, by swoje pomysły zaprezentować. Dwa dni później w Bratysławie spotkają się szefowie państw członkowskich i zrobią dokładnie to samo, tylko z perspektywy poszczególnych stolic. Ciekawe, czy te dwie wizje Europy będą w jakikolwiek sposób zbieżne. *** Jeśli interesuje cię temat Unii Europejskiej obserwuj autorkę na Twitterze