- To jasne dla wszystkich krajów strefy euro, że musi pozostać strefą otwartą dla nowych krajów, a zwłaszcza dla Polski. Nie widzę żadnej woli politycznej, by stworzyć jakiś mur nie do przejścia wokół strefy euro - powiedział niemiecki ekspert mającego siedzibę w Paryżu europejskiego think tanku ECFR Thomas Klau. I dodał, że zwłaszcza w interesie Niemiec, które mają kulturę polityczną bliższą polskiej niż krajów południa, "jest, by drzwi strefy euro zostały otwarte dla Polski. Oczywiście pod warunkiem, że spełnia kryteria, które moim zdaniem - jestem pewien - nie zostaną zmienione". - Z przyczyn politycznych i gospodarczych Niemcy nie mają żadnych powodów, by wykluczyć na stałe Polskę z mechanizmów integracji europejskiej bardziej zaawansowanych. To jest stały element polityki niemieckiej od upadku muru berlińskiego, by rozwinąć integrację i silne związki z Polską - oświadczył. Niedzielny szczyt eurogrupy, który odbył się po szczycie Rady Europejskiej wszystkich 27 państw UE, uzgodnił m.in., że strefa euro ma się dalej integrować - wzmocni zarządzanie gospodarcze i dyscyplinę finansów publicznych. Herman Van Rompuy został wybrany na przewodniczącego szczytów euro, które mają się odbywać przynajmniej dwa razy w roku. Belg obiecał, że w celu zapewnienia przede wszystkim jedności rynku wewnętrznego będzie przed szczytami euro zwoływać - jeśli to możliwe - szczyty "27", by informować kraje poza strefą o przygotowywanych pracach i decyzjach eurolandu. Już w najbliższą środę szczyt eurogrupy poprzedzi Rada Europejska. Thomas Klau podkreślił, że to "katastrofalny kryzys", jaki przeżywa unia monetarna, zmusza ją teraz do poprawy koordynacji polityki gospodarczej i zwiększenia dyscypliny finansów publicznych. - To nie wybór, jakiego dokonują kraje strefy euro! One to robią w wielkim bólu i przeciwko wielu głosom sprzeciwu. Są zmuszone, by uniknąć eksplozji euro - mówił. Wskazał, że wielu państwom niełatwo przyjdzie zgodzić się np. na unijne kontrole budżetów narodowych, czego domagają się Niemcy. To "konieczne" - dodał - by strefa euro stała się strukturą bardziej zintegrowaną, i "jeśli jej się uda, będzie to dobra wiadomość dla strefy euro i Polski". Także ekspert brukselskiego think tanku European Policy Center uważa, że "konieczna" jest głębsza integracja w kwestiach gospodarczych i fiskalnych siedemnastki. - Owszem, integracja 17 będzie postępować i będą podejmować pewne decyzje tylko w swoim gronie, ale czy to spowoduje jakąś przepaść i Europę dwóch prędkości? Po pierwsze, już jest wiele prędkości w UE, a po drugie, w moim głębokim przekonaniu 17 będzie zależeć, by pozostać otwartą. To jej strategiczny interes - powiedział Janis A. Emmanouilidis z EPC. Obaj eksperci podkreślili, że przyjęcie nowego kraju do strefy euro byłoby bardzo dobrym sygnałem: że strefa euro działa dobrze. - Nikt nie chce końca rynku wewnętrznego - dodał Klau. Emmanouilidis zwrócił uwagę, że są różnice między krajami, np. Wielką Brytanią, która nie chce przyjąć euro, "a tymi, które nie tylko mają traktatowy obowiązek wejścia, ale też chcą wejść do euro". - Choć teraz może trochę się wahają, widząc, co się dzieje w strefie euro - co jest do zrozumienia - dodał na marginesie. - Ale z polskiej perspektywy nie należy dramatyzować, wręcz przeciwnie, bo Polska, tak jak w przeszłości weszła do Paktu Euro plus, też będzie mieć okazje, by się włączać do integracji gospodarczej i utrzymać związki, a także pokazać konstruktywne zaangażowanie choćby w debacie o zmianie traktatu - powiedział. Niedzielny szczyt zdecydował bowiem, by sprawdzić możliwość zmiany traktatu UE w celu wzmocnienia zarządzania gospodarczego strefy euro. Van Rompuy ma do grudnia przedstawić pierwsze wnioski w tej sprawie. Do zmiany traktatu UE potrzebna byłaby zgoda wszystkich 27 państw UE, a nie tylko 17. Na zmianę traktatu naciskają głównie Niemcy. Proponują m.in., by umożliwić stawianie przed Trybunałem Sprawiedliwości UE niesubordynowanych państw, które łamią zapisane w Pakcie Stabilności i Wzrostu zasady dyscypliny finansów publicznych. - Pomimo silnej opozycji z wielu krajów, a także ekspertów i analityków, myślę, że Niemcy i Holendrzy bardzo nalegają, by mieć reformy, które wymagają zmiany traktatu, i pewne pomysły niemieckie mają sens. A w przeszłości widzieliśmy, że jeśli Berlin czegoś bardzo chce, to nawet jeśli większość krajów jest przeciw, na koniec mają to, o co prosili - powiedział Emmanouilidis. Zwrócił jednak uwagę, że proces zmian traktatu potrwa kilka lat, zakończy się najwcześniej w 2013-2014 roku. - To zabierze wiele lat. Niedziela to nie był dzień przełomu. Po pierwsze zobaczymy, czy im się uda, jak daleką pójdą, co dalej z kryzysem. Polsce udało się przejść kryzys nieźle i to jest bardzo silny argument na jej korzyść - dodał.