W środę rano przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker wygłosił orędzie o stanie Unii Europejskiej, które w większości zostało poświęcone kryzysowi migracyjnemu. Zaapelował o przyjęcie dodatkowych 160 tys. imigrantów. - To najbardziej aktualna i paląca kwestia w UE. Nie dziwi mnie, że na niej skupił się Juncker. To chyba największy kryzys w Unii Europejskiej, z jakim mamy do czynienia od dawna, a o kryzysach w Unii mówi się cyklicznie co kilka lat - komentuje dr Renata Mieńkowska-Norkiene. Zdaniem eksperta, sprawa przyjmowania imigrantów zdominowała wystąpienie przewodniczącego, również ze względu na miejsce, w którym zostało wygłoszone. - Parlament Europejski reprezentuje społeczeństwo, a podejście obywateli UE do ewentualnego przyjęcia imigrantów to kwestia polityczna, ważna w każdym kraju, a w Polsce szczególnie ze względu na okres przedwyborczy. Juncker na pewno celowo ten temat podkreślił - ocenia politolog z UW. W czasie orędzia, przewodniczący KE wspomniał o Polsce. Przypomniał, że jeszcze niedawno Polacy sami byli imigrantami. - To zabieg negocjacyjny. W ten sposób chciał nas trochę podejść. Chciał podkreślić, że opór Polski być może nie powinien mieć uzasadnienia, ze względu na nasze doświadczenia z przeszłości - uważa nasza rozmówczyni. Juncker odwołał się bezpośrednio do Polski, ale w ocenie dr Mieńkowskiej-Norkiene przekaz dotyczył wszystkich krajów niechętnych przyjmowaniu uchodźców. Zwrócenie się do państw, które mają wątpliwości co do przyjmowania przybyszów z Bliskiego Wschodu czy Afryki, to także wypełnienie jednego z zadań powierzonego Komisji Europejskiej. - Komisja nie jest w stanie podejmować decyzji, ale może proponować rozwiązania zaistniałej sytuacji, z resztą takie było oczekiwanie krajów członkowskich. Natomiast decyzję podejmują kraje członkowskie. Rolą Komisji jest nie tylko formułowanie, ale też staranie się aby rozwiązania zostały przyjęte. KE ma doprowadzić do kompromisu bądź takiego podejścia do propozycji, żeby wszystkie kraje członkowskie, najlepiej jednomyślnie, propozycję komisji przyjęły - przypomina dr Małgorzata Bonikowska, prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych. - Sprawa imigrantów budzi ogromne kontrowersje, natomiast trzeba jasno powiedzieć: my w Europie nie możemy zaprzeczać własnym wartościom na których wspólnota europejska jest oparta. Jedną z tych wartości, z resztą Polakom szczególnie bliską, jest solidarność, i niedobrze się dzieje, że to właśnie kraje Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polska i w ogóle cała Grupa Wyszehradzka, prezentują bardzo zachowawcze podejście. Pamiętajmy, sami jeszcze niedawno byliśmy emigrantami. Sami jeszcze niedawno musieliśmy uciekać ze swojego kraju, bo nie było możliwości ani rozwoju ani tak naprawdę normalnego życia - dodaje dr Bonikowska.Według nowego planu Komisji Europejskiej do Polski miałoby trafić dodatkowo 9287 uchodźców: 1207 przejętych od Włoch, 3901 - od Grecji oraz 4179 - od Węgier. Oprócz tego, zgodnie z ustaleniami zaakceptowanymi wcześniej, do Polski trafi 2659 osób. W sumie nasz kraj miałby przyjąć blisko 12 tys. uchodźców. Teraz propozycją KE zajmą się ministrowie spraw wewnętrznych państw UE. Spotkanie w tej sprawie zaplanowano na 14 września w Brukseli. Zdaniem ekspertów nie zapadną jednak wtedy żadne wiążące decyzje, tylko zostaną one odłożone na szczyt przywódców UE.- W ostatnim czasie, newralgiczne decyzje zapadały na szczytach. Myślę, że na spotkaniu 14 września zostaną technicznie przygotowane pewne rozwiązania, wyklaruje się też pewien obraz rozkładu interesów w tym zakresie. Wydaje mi się, że ministrowie uzgodnią pewne kwestie, natomiast decyzje zapadną na szczycie - przewiduje dr Renata Mieńkowska-Norkiene. Ekspertka przypuszcza, że kwestię kryzysu migracyjnego będą chcieli wykorzystać też premierzy i prezydenci, którzy pojawią się na szczycie, do swoich celów politycznych. - Gdyby decyzje zapadły na spotkaniu ministrów spraw wewnętrznych, to byłyby uzasadniane w mniej populistyczny czy polityczny sposób - mówi nasza rozmówczyni. Z kolei zdaniem dr Małgorzaty Bonikowskiej podjęcie decyzji na szczycie byłoby lepszym rozwiązaniem, bo jednak nie chodzi o rozwiązania operacyjne, a o przyjęcie rozwiązania strategicznego i pewnej filozofii podejścia do kryzysu.- Chodzi o sposób myślenia, który rządy krajów członkowskich reprezentują. A to myślenie jest bardzo różne w różnych krajach. Z jednej strony mamy podejście Niemiec, którzy są dzisiaj najsilniejszym krajem Europy i reprezentują otwarte stanowisko, a z drugiej strony podejście reprezentowane przez kraje Grupy Wyszehradzkiej, które nie chcą przyjmować imigrantów i nie zgadzają się na żadne kwoty. W związku z tym jest o czym rozmawiać, i jest to rozmowa głównie na szczyt - ocenia w rozmowie z Interią prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych.