Podczas zorganizowanej we wtorek w Waszyngtonie konferencji eksperci Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR) ostrzegali, że w trzech afrykańskich krajach najbardziej dotkniętych wirusem - Liberii, Gwinei i Sierra Leone - panuje chaos i istnieje ryzyko przeniesienia się epidemii na kolejne kraje. - Epidemia jest poza kontrolą. Najpilniejszym problemem jest to, że pracownicy Lekarzy bez Granic są wyczerpani i błagają wspólnotę międzynarodową, by ktoś ich zastąpił - powiedziała ekspertka CFR ds. globalnego zdrowia Laurie Garrett. Pracownicy służby zdrowia żyją w strachu - W trzech krajach najbardziej dotkniętych epidemią - zwłaszcza w Liberii i Sierra Leone - mieszkańcy stawiają opór wobec kwarantanny. Nie zgadzają się, by chorzy byli zabierani z domów i nie zarażali innych; nie chcą też zrezygnować z tradycyjnych pochówków (obejmujących m.in. mycie ciał zmarłych przez rodzinę), czym narażają się na zarażenie - wyjaśniła Garrett. Jak dodała, walczący z wirusem wolontariusze i pracownicy służby zdrowia żyją w strachu nie tylko ze względu na niebezpieczeństwo zarażenia, ale także ze względu na ataki ze strony mieszkańców. - Ludzie nimi gardzą; szerzone są plotki, że oni specjalnie zarażają, a nawet obcinają ludziom ręce. Są nawet plotki, że są zagranicznymi kanibalami - powiedziała ekspertka. Zwróciła ona uwagę, że Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) "jest praktycznie bankrutem". Na ostatniej sesji obcięto jej budżet na działania w odpowiedzi na epidemie i WHO może jedynie "werbalnie" zmagać się z problemem - tłumaczyła. Dopiero w poniedziałek Bank Światowy zapowiedział nadzwyczajną pomoc w wysokości 200 mln dolarów dla Liberii, Sierra Leone i Gwinei. Dotychczas - według ekspertki - wysiłki, by powstrzymać wirusa, opierały się głównie na dobrowolnych datkach i pracy kilkuset wolontariuszy. Nie wypracowano szczegółowego, strategicznego planu Ekspert CFR ds. Afryki John Campbell, który był ambasadorem USA w Nigerii w latach 2004-7, ocenił, że wszystkie trzy dotknięte wirusem Ebola kraje są "bardzo słabymi państwami" i same nie powstrzymają epidemii. - Wszystkie trzy wychodzą z okresu wojen domowych; wszystkie trzy mają bardzo słabe biurokracje; we wszystkich trzech brakuje zaufania zwykłych ludzi do rządów - powiedział. Jak dodał, problemem jest też postępująca urbanizacja we wszystkich trzech państwach. Ludzie ze wsi przeprowadzili się do podmiejskich slumsów, gdzie przenoszenie wszelkich chorób jest łatwiejsze. Eksperci ostrzegali, że jak dotąd - poza ogólnymi wytycznymi WHO - nie wypracowano szczegółowego, strategicznego planu, by objąć epidemię kontrolą. "Nie mamy planu, co zrobimy, jeśli spełni się koszmar i epidemia dotrze do 22-milionowego, chaotycznego miasta, jakim jest nigeryjskie Lagos. Nie mamy też planu działania, jeśli epidemia sięgnie Dakaru, Durbanu albo Londynu czy Paryża. Nie mamy globalnego, strategicznego planu" - podkreśliła Garrett. Zdaniem ekspertów trwający w Waszyngtonie szczyt USA-Afryka powinien być okazją do przedyskutowania takiego właśnie planu działań. Chodzi m.in. o ustalenie, skąd przybędą dodatkowi pracownicy zdrowia i kto zapewni im bezpieczeństwo, np. czy zaangażują się w to siły pokojowe Unii Afrykańskiej, czy należy zamykać granice. - Szczyt to doskonała okazja, by taki plan przygotować, ale z tego co wiem, nie jest to w programie - powiedziała Garrett. Wirus Ebola spowodował śmierć 887 ludzi Także Campbell przyznał, że "szkoda, iż na szczycie nie ma wielkiego zainteresowania Ebolą", co w jego ocenie wynika z faktu, że przywódcy z trzech krajów dotkniętych epidemią nie przybyli do Waszyngtonu. Szczyt koncentruje się na gospodarczych więzach USA z Afryką. - Ale Ebola też ma wpływ na gospodarkę. Badania wskazują, że wzrost gospodarczy w Sierra Leone będzie z powodu Eboli mniejszy o 1 pkt proc. - powiedział. W środę w Genewie zacznie się nadzwyczajne posiedzenie ekspertów WHO, którzy mają ocenić sytuację. - Jeśli zdecydują, że mamy do czynienia z międzynarodową sytuacją zagrażającą publicznemu zdrowiu, to wówczas wspólnota międzynarodowa będzie zmuszona do wdrożenia pewnych środków, w tym prac na rzecz rozwoju szczepionki i leków. Być może zobaczymy też większe kontrole graniczne oraz jakieś wskazówki dla lotów międzynarodowych - powiedziała Garrett. Ekspertka zauważyła, że epidemia zwróciła uwagę Stanów Zjednoczonych, dopiero gdy dwóch obywateli tego kraju zaraziło się wirusem. Obie osoby - lekarz i pielęgniarka - były wolontariuszami chrześcijańskiej misji i zaraziły się w pracy. Oboje zostali przewiezieni do USA i są leczeni w szpitalu w Atlancie. Poddawani są eksperymentalnej terapii z użyciem leku, który nie był testowany na ludziach. - Wygląda na to, że jedna z tych osób czuje się dobrze. Ale trzeba być ostrożnym. Nie ma dowodów, że to zasługa leku - dodała ekspertka. Według najnowszych danych WHO, wirus Ebola spowodował w Liberii, Gwinei i Sierra Leone, a także w Nigerii śmierć 887 ludzi; 1603 osoby zostały zarażone. Wirus, który wywołuje gorączkę krwotoczną, przenosi się przez krew i płyny ustrojowe. Niebezpieczne jest także dotykanie ciała osoby, która zmarła. Do symptomów choroby należą: gorączka, krwotoki wewnętrzne i zewnętrzne, a w ostatnim stadium choroby - wymioty i biegunka.