Ekipy ratunkowe wciąż szukają żywych we włoskim hotelu
Od dłuższego czasu nie zmienia się bilans tragedii, do jakiej doszło w środę we włoskich Apeninach, gdy na położony na wysokości 1200 metrów hotel zeszła gigantyczna lawina. Ocalało 11 osób, znaleziono ciała 5, a na liście zaginionych pozostają 23 nazwiska.
Ekipy ratunkowe pracują bez przerwy. Tej nocy na miejscu tragedii było 50 osób. Poszukiwania objęły też najbliższą okolicę hotelu, który - jak potwierdzono - przesunął się i przekręcił pod naporem lawiny w stosunku do pierwotnego położenia.
Ratownicy zachowują najwyższą ostrożność. Jest cieplej niż w dniach ubiegłych i wzrosło też niebezpieczeństwo nowych lawin.
Nadzieje na to, że ktoś jeszcze przeżył katastrofę, maleją z godziny na godzinę. Zdają sobie z tego sprawę biorący udział w akcji ratunkowej, a także najbliżsi zaginionych, którzy od kilku już dni przebywają w pobliskiej miejscowości Penne. Są tam z nimi także rodziny ocalonych, którzy już w poniedziałek wyjdą ze szpitala.
Ekipy szukają m.in. śladów telefonów komórkowych przy pomocy specjalistycznych urządzeń, co mogłyby naprowadzić ich na uwięzionych ludzi.
Do ratowników i przedstawicieli wielu włoskich służb pracujących w Abruzji po serii silnych wstrząsów sejsmicznych dołączyli młodzi migranci z Gwinei, Ghany, Mali i Nigerii. Wcześniej przeszli oni szkolenie w ośrodku włoskiego Czerwonego Krzyża koło Turynu - podały media.