Nagranie rozstrzelania bezbronnej osoby trafiły w sobotę do sieci, w niedzielę fragment pokazała CNN. "Uważamy, że doniesienia te są głęboko niepokojące i odzwierciedlają rozległą destabilizację w północno-wschodniej Syrii" - napisał w e-mailu do agencji Reutera rzecznik Departamentu Stanu. Podkreślił, że Waszyngton potępia złe traktowanie cywilów i jeńców oraz egzekucje pozasądowe. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka jako pierwsze podało dzień wcześniej, że Chalaf i jej kierowca zostali rozstrzelani po wyjściu z samochodu, który zatrzymali "wspierani przez Turcję najemnicy" w pobliżu leżącego przy granicy z Syrią miasta Tel Abjad. Prezydent USA wysyła tweety W niedzielę prezydent Donald Trump napisał na Twitterze: "Bardzo mądrze jest nie być zaangażowanym w intensywne walki wzdłuż tureckiej granicy. Ci, którzy omyłkowo wpakowali nas w Wojny na Bliskim Wschodzie, nadal pchają nas do walki. Czemu nie poproszą o Wypowiedzenie Wojny?". Nieco później Trump wysłał kolejnego tweeta, w którym napisał, że wspólnie z republikańskim senatorem Lindseyem Grahamem i demokratami rozważa "nałożenie potężnych sankcji na Turcję". "Departament finansów jest gotowy, mogą być potrzebne dodatkowe legislacje (...). Turcja prosiła, żeby tego nie robić. Będą dalsze wiadomości!" - dodał. "Cios w plecy" Rebelianci z syryjskich formacji opozycyjnych, które walczyły wcześniej przeciw siłom wiernym prezydentowi Syrii Baszarowi el-Asadowi, są szkoleni i finansowani przez Ankarę i walczą u boku tureckich wojsk. Niedziela to piąty dzień ofensywy Turcji przeciwko kurdyjskim milicjom Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG) na północnym wschodzie Syrii. Ankara uważa je za terrorystów, jednak są one wspierane przez Zachód i stanowią trzon Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), które odegrały decydującą rolę w pokonaniu IS w Syrii; SDF kontrolują obecnie większość północnych terenów tego kraju. Ofensywa ruszyła po ogłoszeniu przez prezydenta Trumpa decyzji o wycofaniu żołnierzy amerykańskich z północnej Syrii. Kurdowie określili ją jako "cios w plecy". 24 cywili zginęło w niedzielę 24 cywilów zginęło w niedzielę podczas ofensywy sił tureckich w północno-wschodniej Syrii. Wojska tureckie zajęły też centrum miasta Tel Abjad - podało w niedzielę Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka. W bombardowaniu miasta Ras al-Ajn zginęło dziewięć osób, w tym cywile. Przedstawiciele Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), w skład których wchodzą kurdyjskie milicje Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG), poinformowali, że atak z powietrza przypuszczono na "cywilny konwój". Według Reutera, który powołuje się na świadków, w Tel Abjad jest spokojnie, a oddziały, które weszły do centrum miasta, przeszukują teren. Turecka agencja Anatolia podała, że w Tel Abjad dochodzi jeszcze do sporadycznej wymiany ognia. Kurdowie tracą najważniejszą trasę przerzutu Ministerstwo obrony Turcji poinformowało na Twitterze, że jego siły zdobyły ważną autostradę M4, około 30-35 km od granicy. Chodzi o autostradę biegnącą wzdłuż granicy z Turcją i łączącą terytoria znajdujące się pod kontrolą Kurdów, a jej zajęcie przez siły tureckie oznacza, że YPG tracą najważniejszą trasę przerzutu swoich milicji i szlak zaopatrzenia - wyjaśnia AFP. Wcześniej w niedzielę Obserwatorium podało, że tureckie siły i ich syryjscy sojusznicy opanowali duże połacie miasta Suluk na północy Syrii w ramach trwającej już piąty dzień ofensywy przeciwko kurdyjskim milicjom w północno-wschodniej Syrii. Suluk znajduje się w muhafazie (prowincji) Ar-Rakka przy granicy z Turcją. Ponad 130 tys. ludzi opuściło swoje domy ONZ powiadomiło w niedzielę, że ponad 130 tys. ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów na obszarach wiejskich w rejonie miast Tel Abjad i Ras al-Ajn przy granicy z Turcją. Do masowych ucieczek doszło w następstwie starć sił dowodzonych przez Turcję z YPG. Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Spraw Humanitarnych (OCHA) i inne agencje pomocowe szacują, że nawet 400 tys. cywilów w strefie konfliktu w Syrii może potrzebować pomocy i ochrony w nadchodzącym okresie.