Jak powiedział Reuterowi rzecznik gabinetu Mohamed Hegazy, celem spotkania było przedyskutowanie "sytuacji politycznej i w dziedzinie bezpieczeństwa oraz następstw konfrontacji na (kairskim) placu Tahrir i wysiłków na rzecz opanowania sytuacji". Wspierana przez wojsko policja zaatakowała w niedzielę na placu Tahrir pałkami i gazem łzawiącym demonstrantów, którzy odmówili rozejścia się i żądali szybkiego przekazania przez wojsko władzy cywilom. Według źródeł medycznych, trzy osoby zmarły w następstwie wdychania gazu łzawiącego użytego przez policję. Hagazy oświadczył, że na posiedzeniu dyskutowano przedsięwzięcia "na rzecz uspokojenia ulicy oraz stworzenia atmosfery sprzyjającej wyborom". Zapytany, czy wybory rozpoczną się zgodnie z planem 28 listopada, odpowiedział: "Wszyscy jesteśmy zdecydowani przeprowadzić wybory na czas - rząd, partie i Najwyższa Rada Wojskowa". Potwierdzono to również w rządowym komunikacie odczytanym w państwowej telewizji. "Rząd jest zdecydowany przeprowadzić wybory w ustalonym czasie" - głosi komunikat. Zaznacza jednocześnie, że przeciwko protestującym nie użyto ostrej amunicji, i dziękuje policjantom za "powściągliwość w obliczu wydarzeń". Sieem osób zabitych Co najmniej siedem osób zginęło, a setki zostały ranne w Kairze w sobotę podczas drugiego dnia starć policji z tysiącami demonstrantów żądających szybkiego wyznaczenia terminu, w którym tymczasowe władze wojskowe Egiptu ustąpią miejsca rządowi cywilnemu. Policja zaatakowała gazem łzawiącym i gumowymi kulami ok. 5 tysięcy demonstrantów na słynnym placu Tahrir. Plac ten stanowił ośrodek społecznej rewolty, która w lutym doprowadziła do ustąpienia autokratycznego prezydenta Hosniego Mubaraka. Źródła w największej kairskiej kostnicy podały, że w niedzielnych starciach zginęło co najmniej siedem osób. Lekarze z dwóch szpitali polowych poinformowali, że zgłosiło się do nich ponad 700 osób z obrażeniami. Zdaniem jednego z medyków, policja celuje w głowę, a nie jak zazwyczaj w nogi. W sobotę w zamieszkach w Kairze i innych miastach śmierć poniosły dwie osoby, a ponad 670 osób odniosło obrażenia. Zamieszki rozpoczęły się, gdy policja zaatakowała grupę około stu osób, które koczując na placu w namiotach, domagały się szybszego przekazania przez wojsko władzy rządowi cywilnemu. Rosnące niezadowolenie społeczne ma za przyczyny także powolne tempo reform oraz podejmowane przez wojsko próby zapewnienia sobie uprzywilejowanej pozycji w przyszłym systemie władzy. AP odnotowuje, że pod wpływem gazu łzawiącego wielu protestujących miało zaczerwienione oczy i cierpiało na męczący kaszel, a kilka osób zemdlało. O zachodzie słońca policja z pomocą wojska wyparła demonstrantów z placu. Funkcjonariusze podpalili kilkanaście namiotów i transparentów; słychać odgłosy strzałów. Po początkowej ucieczce setki demonstrantów przegrupowały się i wkroczyły na plac od strony południowej. Następnie protestujący i policja zaczęli obrzucać się kamieniami. Siły bezpieczeństwa wycofały się na skraj placu, gdzie starcia trwały nadal - pisze AP. Do starć w niedzielę doszło także w Suezie na wschód od Kairu, w mieście Arisz na Synaju oraz w Aleksandrii i Asjut na południu kraju. Od soboty zatrzymano 55 demonstrantów, a 85 policjantów zostało rannych - podało ministerstwo spraw wewnętrznych w oświadczeniu. Szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton zaapelowała w niedzielę do władz Egiptu o poszanowanie praw człowieka i wsłuchiwanie się w demokratyczne aspiracje obywateli. Potępiła też przemoc w Kairze.