Pod dokumentem podpisały się niemal wszystkie kraje uczestniczące w spotkaniu. Nie ma tam tylko podpisu libijskiego delegata, który opuścił wczorajsze obrady, obrażony, ze inni arabscy przywódcy nie chcą ogłoszenia świętej wojny przeciwko Izraelowi. Rezolucję zamykającą obrady odczytał egipski prezydent Hosni Mubarak. Oprócz słów potępienia nie ma w niej jednak zapowiedzi żadnych zdecydowanych kroków wobec Izraela. Arabowie są gotowi zerwać stosunki dyplomatyczne i handlowe z państwem żydowskim, jednak decyzje na ten temat mają być podjęte oddzielnie przez przywódców poszczególnych krajów. Na razie na taki krok zdecydowały się Tunezja i Katar. Większość państw arabskich i tak utrzymuje jedynie szczątkowe kontakty z Izraelem. Jedynie Egipt, Jordania i Mauretania nawiązały z tym krajem pełne stosunki dyplomatyczne. Innym zapisem rezolucji jest powołanie arabskiego funduszu pomocy dla Palestyńczyków. Na jego konto ma wpłynąć miliard dolarów. Pieniądze byłyby przeznaczone na rozwój Autonomii i odszkodowania dla rodzin zabitych. Liga Arabska zwróciła się też do Organizacji Narodów Zjednoczonych o powołanie specjalnego trybunału, który osądziłby Izrael za - cytując sformułowanie z rezolucji - zbrodnie wojenne Izraela wobec Palestyńczyków. Rezolucja kairska sprawia wrażenie ostrej, ale trzeba pamiętać o tym, że na spotkaniu od początku ścierały się dwie frakcje. Za jeszcze bardziej zdecydowanymi krokami wobec Izraela opowiadała się Libia. Zwyciężyła jednak łagodniejsza opcja, lansowana przez Egipt. Rezolucja nie obliguje krajów arabskich do zerwania kontaktów z Izraelem. Egipt podkreśla, że dzięki wyważonemu tonowi dokumentu szanse na pokój nie zostały pogrzebane. Do następnego szczytu Ligi Arabskiej, czyli do marca przyszłego roku Izrael ma czas, by powrócić do negocjacji z Palestyńczykami.