Obława na podejrzanych - jak informuje AFP - trwała kilka godzin; od popołudnia do wieczora. O zatrzymaniach informuje również wydanie rządowej gazety "Al-Gomhouria", ukazującej się w Kairze. Według dziennika, zatrzymani, to sprzedawcy ze starego rynku w Szarm el-Szeik i pracownicy kompleksu hotelowego nad zatoką Naama. Wszystkich przesłuchano. Gazeta poinformował też, że policja poszukuje jeszcze dwóch mężczyzn, którzy mogli brać bezpośredni udział w dokonaniu zamachów. Jeden z nich, młody mężczyzna - zaraz po wybuchu w centrum miasta był ścigany przez policjantów, jednak zdołał uciec. Drugiego poszukiwanego widziano, jak rzucił torbę z materiałem wybuchowym na parkingu koło hoteli nad zatoką Naama. Zaraz po eksplozji odjechał taksówką. Egipskie śledztwo - pisze z kolei amerykański "Daily Herald" - zmierza w dwóch kierunkach. Rodzą się bowiem dwa pytania: czy krwawego zamachu na Szarm el-Szejk dokonali ekstremiści spoza Egiptu powiązani z Al Kaidą? Czy to śmiertelne dzieło wcześniej nieznanego lokalnego egipskiego ugrupowania terrorystycznego. Jak podaje natomiast izraelski portal internetowy debka.com, Egipt poprosił Izrael o zgodę na jak najszybsze rozlokowanie na Synaju tysięcy funkcjonariuszy ministerstwa spraw wewnętrznych do walki z Al-Kaidą. Mieliby oni pojawić się w czterech miejscach - m.in. w zaatakowanym przez terrorystów Szarm el-Szejk. Izrael jest skłonny się na to zgodzić, mimo że porozumienie pokojowe z 1979 roku zakładało, iż półwysep Synaj pozostanie strefą zdemilitaryzowaną. We wczorajszych atakach zginęło 63 osoby, około 200 zostało rannych. 25 osób w stanie krytycznym przewieziono do szpitala w Kairze.