O uznaniu mającego 85-letnią historię Bractwa za organizację terrorystyczną poinformował po posiedzeniu rządu wicepremier i minister szkolnictwa wyższego Hossam Eissa. Dodał, że rząd postanowił "zgodnie z prawem ukarać każdego, które należy do tego ugrupowania". Jak powiedział minister solidarności społecznej Ahmed el-Borain, zakazana jest "wszelka działalność" Bractwa, zwłaszcza demonstracje. Dotychczas protesty islamistów odbywały się prawie codziennie. Agencja Reutera pisze, że władze będą teraz mogły oskarżać członków Bractwa o członkostwo w organizacji terrorystycznej. AFP precyzuje, że w związku ze środową decyzją islamiści z tego ugrupowania będą mogli być sądzeni na podstawie ustawy antyterrorystycznej. Uchwalono ją w 1992 roku w następstwie zamachów przeprowadzanych przez radykalne grupy islamskie. Ustawa ta przewiduje zaostrzone sankcje, m.in. karę śmierci. We wtorek w Egipcie doszło do jednego z najbardziej krwawych zamachów od odsunięcia od władzy prezydenta Mursiego 3 lipca. W ataku bombowym w mieście Mansura, na północy kraju, zginęło 16 osób, a ponad sto zostało rannych. Bractwo potępiło zamach, a w środę do jego przeprowadzenia przyznało się dżihadystyczne ugrupowanie Ansar Bait al-Makdis z siedzibą na Synaju. Jednak tuż po ukazaniu się na forach dżihadystycznych oświadczenia Ansar Bait al-Makdis, rząd oskarżył Bractwo o atak. "Cały Egipt był przerażony paskudną zbrodnią popełnioną przez Bractwo Muzułmańskie, które wysadziło w powietrze siedzibę policji w prowincji Ad-Dakahlija" - czytamy w oświadczeniu rządu. Już we wtorek rzecznik rządu obwiniał członków islamistycznego ruchu o przeprowadzenie zamachu w Mansurze, a premier Hazim el-Biblawi nazywał Bractwo organizacją terrorystyczną. W środę rząd sformalizował tę decyzję. Po obaleniu Mursiego, pierwszego wybranego demokratycznie przywódcy Egiptu, wojsko stosowało represje wobec jego zwolenników. W ich wyniku zginęło ponad tysiąc osób. Tyle samo osób aresztowano; za kratki trafiło m.in. całe kierownictwo islamistycznego ruchu.