W opublikowanym komunikacie Bractwo Muzułmańskie oświadczyło, że zmieniło zdanie po przyjrzeniu się dotychczas zgłoszonym kandydatom oraz po dojściu do przekonania, że jego frakcja w parlamencie nie jest stanie sprostać "żądaniom rewolucji". Analitycy podkreślają, że była to aluzja do coraz powszechniejszej krytyki sposobu sprawowania władzy przez armię i stanu przygotowań do powrotu rządów cywilnych. - Wybraliśmy drogę ubiegania się o prezydenturę nie dlatego, że pożądamy władzy ale dlatego, że większość, którą mamy w parlamencie nie jest w stanie wywiązać się ze swoich zadań - powiedział Mohamed Morsy, przywódca utworzonej przez Bractwo Partii Wolności Sprawiedliwości. W liczącym 508 deputowanych parlamencie Partia Wolności Sprawiedliwości, po zwycięstwie wyborczym z listopada ub. r., posiada 235 miejsc i jest największym ugrupowaniem. W razie zwycięstwa Szatira w wyborach prezydenckich, które mają odbyć się w maju, niegdyś działające poza prawem Bractwo Muzułmańskie stałoby się dominującą siłą polityczną w Egipcie. Jednak groziłoby to konfrontacją ze sprawującymi obecnie władzę generałami, którzy przejęli ster rządów po obaleniu prezydenta Hosniego Mubaraka. Zdaniem Associated Press, wojskowi, oskarżani o próby zachowania ich obecnej wpływowej pozycji, bez wątpienia nie chcą skupienia zbyt dużej władzy w rękach jednego ugrupowania. Decyzja Bractwa może też wywołać sprzeciw ugrupowań liberalnych i świeckich, które obawiają się, że Bractwo Muzułmańskie, po umocnieniu swojej pozycji, może przyjąć skrajnie fundamentalistyczny kurs islamski. Dotychczas Bractwo unikało fundamentalistycznej retoryki. Islamiści już obecnie posiadają większość w liczącej 100 członków grupie roboczej, która opracowuje projekt nowej konstytucji. Wywołuje to zaniepokojenie licznej w Egipcie mniejszości chrześcijańskiej i liberałów. )