Ciągnący się w nieskończoność proces wyboru wiceprezydenta doprowadził do decyzji, której większość demokratów oczekiwała od marca. Nie po raz pierwszy okazuje się, że choć oficjalnie wiceprezydent ma tylko zastąpić prezydenta w razie śmierci lub niezdolności do sprawowania urzędu, tak naprawdę ma przede wszystkim pomóc jemu i sobie przy okazji dostać się do Białego Domu. Edwards, jak się komentuje w USA, daje demokratom kilka atutów. Jest człowiekiem z południa, czym wnosi nieco równowagi do kandydatury liberała. Jako wytrawny prawnik umie przekonująco przemawiać i uśmiechać się tak, aby wyglądało to szczerze. Czy to wystarczy przekonamy się za cztery miesiące.