W miniony czwartek samoloty bojowe Arabii Saudyjskiej i jej sojuszników zaatakowały w Jemenie pozycje szyickiego ugrupowania Huti, ktore walczy o obalenie popieranego przez Zachód prezydenta Abd ar-Rab Mansura al-Hadiego.W środę - jak podaje Reuters - bojownicy Huti i oddziały wojskowe, które do nich dołączyły, zajęły, wraz z kolumną czołgów, centrum Adenu, głównego bastionu sił wiernych prezydentowi. Również w środę szef jemeńskiej dyplomacji Jemenu Rijad Jassin wezwał koalicję, której przewodzą Saudyjczycy, by wysłała do Jemenu siły lądowe. "Lada moment naloty staną się nieskuteczne" - powiedział przebywający w Rijadzie Jassin w rozmowie z agencją AFP. Sam prezydent Jemenu opuścił w ubiegłym tygodniu kraj i pod opieką Saudyjczyków udał się do Egiptu. I choć u boku Saudyjczyków walczy lotnictwo wielu arabskich krajów, a USA dostarczają pomocy logistycznej, milicje Huti zajęły spore połacie kraju i posuwają się dalej. Eksperci obawiają się pośredniego zaangażowania szyickiego Iranu, który wspiera szyicką milicję Huti. "Economist" ostrzega, że armia Arabii Saudyjskiej jest "na wczesnym etapie profesjonalnego rozwoju", Rijad polegał bowiem dotąd na militarnej opiece USA - w zamian za ropę. Już podczas pierwszej wyprawy na Jemen w 2009 roku Saudyjczycy ponieśli spore straty, a tym razem stawka jest większa. "Po raz pierwszy Arabia Saudyjska zaatakowała bezpośrednio siły popierane przez Iran" - wyjaśnia brytyjski tygodnik. Zdaniem ekspertów, których AFP cytowała tuż po wybuchu konfliktu, Iran nie będzie obserwował tej interwencji bezczynnie. "Iran może uruchomić grupy (szyickie), które utworzył na saudyjskim wschodzie, lub skłonić opozycję w Bahrajnie, by wszczęła zamieszki" - uważa saudyjski ekspert Abdelwahab Badrachan. Zdaniem "Economista" Teheran istotnie nie posunie się do interwencji; ale i tak wszelkie siły, jakie wyśle tam koalicja, zostaną zaatakowane przez ugrupowania dżihadystów, które pojawiły się tam, korzystając z chaosu, i które przyjdą milicjom Huti na pomoc. Cały ten konflikt grozi jeszcze większym chaosem w regionie i klęską humanitarną (jako że organizacje pomocowe już teraz nie są w stanie dotrzeć do poszkodowanych, a jeszcze nie zaczęła się ofensywa lądowa) i zapowiada wiele kłopotów sąsiadom Jemenu - prognozuje "Economist". Jak wyjaśniają politolodzy, interwencja w Jemenie jest próbą obrony pozycji saudyjskiego królestwa jako regionalnego hegemona przed rosnącymi wpływami szyickiego Iranu. Rijad nie mógł zaakceptować sytuacji, w której kontrolę w Jemenie przejęłaby szyicka milicja zachęcona do radykalnych działań przez rosnące wpływy Iranu w Iraku, Syrii, Libanie oraz wśród mniejszości szyickiej w Bahrajnie.