"Unia Europejska powinna się niezwłocznie zająć się tym zagadnieniem i zacząć wywierać presję na Londyn, ale najwyraźniej nie chce tego czynić ze względu na perspektywę Brexitu" - powiedziała PAP Catherine de Wenden. Obozowisko na przedmieściach Calais powstało w 2014 r. Nazywane jest "dżunglą". Koczuje tam pod gołym niebem około 6 tys. osób starających się dotrzeć do Wielkiej Brytanii drogą morską lub przez tunel pod kanałem La Manche. Uciekinierzy z Syrii, Iraku i Afganistanu, a także z krajów afrykańskich, podejmują próby przekroczenia granicy francusko-brytyjskiej podróżując na dachu pociągu lub w ciężarówkach czy bagażnikach samochodów osobowych przygodnych kierowców. Zdaniem Catherine de Wenden najprostszym rozwiązaniem byłoby podzielenie uchodźców w Calais na dwie grupy. "Osoby anglojęzyczne powinny być przyjęte przez Wielką Brytanię i tam ubiegać się o azyl. Ci zaś, którzy zdecydowaliby się na pozostanie we Francji, powinni przejść procedurę wnioskowania o azyl zgodnie z ustawą przyjętą w lipcu ub.r., która wprowadza przyśpieszoną procedurę rozpatrywania wniosków osób przybywających z Syrii oraz z Iraku" - podkreśla. Na razie nie ma mowy o zastosowaniu takiego rozwiązania. W jej ocenie Londyn czuje się zwolniony z obowiązku włączenia się w uregulowanie sytuacji w Calais, ponieważ Wielka Brytania pozostaje poza strefą Schengen. "To, czy dane państwo jest sygnatariuszem porozumienia z Schengen, czy też nie, jest oczywiście suwerenną decyzją tego kraju. Nie może być jednak tak, że konsekwencje wyboru Brytyjczyków spadają dziś wyłącznie na Francję" - zauważa ekspertka. Zdaniem profesor de Wenden Francja poniosła poważne straty wizerunkowe w związku z funkcjonowaniem dzikiego obozowiska w Calais. Jego istnienie ma również poważne skutki w polityce wewnętrznej. "Nie jest przypadkiem, że skrajna prawica cieszy się tak znaczącym poparciem w tym regionie. Front Narodowy zręcznie podsyca atmosferę zagrożenia twierdząc, że koczowisko jest źródłem patologii społecznych i zachowań kryminogennych" - wyjaśnia. "Sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna" - zaznacza. "Jak dotąd nie dochodziło tam do aktów przemocy, gwałtów czy grabieży, odnotowywano jedynie sprzeczki między grupami przemytników. Jeśli sytuacja będzie się przedłużać, degradacja społeczna osób przebywających w obozowisku może mieć opłakane skutki" - dodaje. Przypomina też, że w Calais przebywają nie tylko mężczyźni, ale również kobiety i dzieci. Starając się zapobiec katastrofie humanitarnej i "rozładować dżunglę w Calais" władze francuskie otworzyły na przedmieściach pobliskiej Dunkierki ośrodek mogący przyjąć jednorazowo 2,5 tys. Wbrew nadziejom nie zmniejszyło to liczby osób w obozowisku w Calais, gdzie zresztą również funkcjonuje ośrodek dla uchodźców. Docelowo może on pomieścić zaledwie 400 osób. "Myślę, że jest wiele sposobów rozwiązania problemu Calais. Nie wszystkie elementy są teraz widoczne, ale brak woli politycznej ze strony Londynu i brak zaangażowania Brukseli rzuca się w oczy" - podsumowuje Catherine de Wenden. Obozowiska migrantów starających się przedostać do Wielkiej Brytanii funkcjonują w regionie Calais od ponad 20 lat. Pierwsze powstało w Sangatte niedługo po otwarciu Eurotunelu w 1994 r. Zostało zlikwidowane w 2002 roku na polecenie ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Nicolasa Sarkozy’ego. Catherine Wihtol de Wenden współpracuje jako ekspert z Komisją Europejską, Radą Europy, OECD oraz z urzędem Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców. Od 2002 roku stoi na czele komitetu badań nad migracją "Migrations" w Międzynarodowym Stowarzyszeniu Socjologicznym. Jest autorką ponad 20 prac monograficznych, w tym studium o udzielaniu pomocy imigrantom przybywającym do Europy z basenu Morza Śródziemnego (Pour accompagner les migrations en Mediterranee, Paryż 2013) oraz książki "Problemy migracji w XXI w. Migranci i uchodźcy a stosunki międzynarodowe, Paryż 2010). Rozmawiał Mariusz Sielski