Przed głosowaniem nikt nie odważył się przewidzieć, kto będzie nowym przewodniczącym Europarlamentu. - Wynik nieprzewidywalny. To układanka narodowo-partyjna. To nie są wybory, to targi polityczne - komentował wczoraj minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. Od 2004 roku chadecy i socjaliści dzielili się pięcioletnią kadencją. Teoretycznie tak powinno być i tym razem i to chadek powinien zostać szefem Europarlamentu. Tak wynika z umowy podpisanej w 2014 roku. Ale socjaliści ją wypowiedzieli i wystawili swojego kandydata. Tłumaczyli między innymi, ze trzech chadeków nie może być na najwyższych stanowiskach w Unii, bo przewodniczący Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej też są chadekami, a w Parlamencie Europejskim na 751 europosłów jest tyko 217 chadeków. - Czy formacja, która ma w Europie poparcie w sumie dwudziestu kilku procent, może obejmować trzy najważniejsze funkcje na poziomie Unii? Naszym zdaniem nie - mówił Polskiemu Radiu Janusz Zemke z grupy socjalistów. Nie jest wykluczone, że gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta i to Guy Verhofstadt, choć na razie arytmetycznie bez szans, może zostać nowym szefem Parlamentu Europejskiego po kolejnych rundach głosowania i przy możliwym układzie liberałów z socjalistami.