74-letni Todenhöfer spędził dziesięć dni wśród dżihadystów. Towarzyszył przedstawicielom terrorystów w Syrii i Iraku i miał okazję zobaczyć, jak żyje się w miastach przejętych przez Państwo Islamskie. Podczas pobytu na terenie islamistów nestor niemieckiego dziennikarstwa odbył wiele rozmów. Jednym z jego rozmówców, wypowiadający się w imieniu liderów Państwa Islamskiego, był rodak dziennikarza. Mężczyzna wyjechał z Niemiec walczyć u boku dżihadystów. "Zamierzacie przyjść ze swoimi prawami do Europy?" - zapytał Todenhöfer cytowany przez stację CNN. "Któregoś dnia podbijemy Europę. Nie jest pytaniem czy, tylko kiedy to zrobimy. To kwestia czasu. To się stanie. Dla nas nie ma czegoś takiego jak granice, są tylko kolejne linie frontu. Nasza ekspansja będzie trwać. Europejczycy muszą być gotowi na nasze nadejście. Nie będzie miło. Kto nie przejdzie na islam, albo nie zapłaci nam podatku, zostanie zabity" - grzmi niemiecki bojownik. Za niewiernych, których należy zlikwidować, dżihadyści uważają również szyitów, czyli drugą najliczniejszą grupę wyznawców islamu na świecie. "Co stanie się z liczącą 150 milionów grupą szyitów, jeżeli odmówią przejścia na waszą religię?" - dopytywał niemiecki dziennikarz. "150, 200 czy 500 milionów... to nie ma dla nas żadnego znaczenia. Zabijemy ich wszystkich" - odparł dżihadysta. Todenhöfer w pierwszych relacjach po powrocie z terenów Państwa Islamskiego przyznał, że radykalni islamiści planują "największą religijną czystkę w historii".