Rebelianci z organizacji Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie w całości przejęli Tikrit - rodzinne miasto Saddama Husajna. Teraz docierają do Samarry, 110 kilometrów od Bagdadu. Wcześniej przejęli Mosul w północnej części kraju. Rzecznik powstańców Abu Mohammed al-Adnani zapowiedział marsz na Bagdad i dalej na południe, do Karbali - świętego miejsca muzułmanów. Sprawą zajęła się Rada Bezpieczeństwa ONZ. Potępiła zajęcie przez islamskich ekstremistów Mosulu i Tikritu. Rada zażądała natychmiastowego uwolnienia zakładników porwanych z tureckiego konsulatu. Rada potępiła ataki terrorystyczne w innych częściach Iraku oraz wyraziła głębokie zaniepokojenie faktem, że setki tysięcy osób musiało opuścić swoje domy. Tymczasem Amerykanie rozważają różne formy pomocy. Według dziennika "New York Times", premier Iraku Nuri al-Maliki poprosił nawet Waszyngton o naloty na pozycje rebeliantów. Według AFP, Amerykanie rozważają użycie dronów, natomiast nie chcą wprowadzać do Iraku wojsk. Ostatni amerykańscy żołnierze opuścili ten kraj trzy lata temu. Oficjalnie przedstawiciele amerykańskich władz mówią o współpracy z władzami w Bagdadzie.