Dziennik "Mlada fronta Dnes" podkreśla, że mężczyzna trzymał w teczce aż dwa pręty paliwa do reaktora. Sprawę wyjaśnia Państwowy Urząd ds. Bezpieczeństwa Jądrowego i policja ds. przestępczości zorganizowanej. Sprawa wyszła na jaw dość nieoczekiwanie. Jak napisała "MfD", 68-letni Hezouczky przed kilkoma tygodniami zgłosił się na rutynową kontrolę do lekarza zakładowego. Bez problemów wniósł na teren elektrowni materiał radioaktywny. Kłopoty zaczęły się dopiero przy wyjściu, gdy systemy alarmowe wykryły próbę wyniesienia paliwa na zewnątrz. Zabieranie materiałów rozszczepialnych poza teren elektrowni jest zakazane, natomiast jakiekolwiek prace z paliwem jądrowym lub substancjami radioaktywnymi znajdują się pod ścisłym nadzorem. Kierownictwo elektrowni tłumaczy, że choć zostały naruszone wszystkie przepisy bezpieczeństwa, paliwo nie stwarzało zagrożenia. Radioktywność "była na granicy wykrywalności i w nieznacznym stopniu przewyższała poziom występujący w przyrodzie" - powiedział Ladislav Krziż, rzecznik zakładów energetycznych CzEZ, właściciela Temelina. Profesor Frantiszek Hezouczky uważany jest za jednego z największych specjalistów w Czechach z zakresu energii atomowej. Tłumaczył, że materiał radioaktywny chciał zademonstrować swoim studentom. Jeśli jednak policja i urząd ds. bezpieczeństwa jądrowego wykażą, że Hezouczky naruszył prawo, grozi mu do pięciu lat więzienia. Na pewno ukarany zostanie pracownik elektrowni, który wydał profesorowi pręty paliwowe.