W środę wieczorem prywatna telewizja CTV poinformowała, że dwie kobiety wystąpiły z zarzutami o molestowanie seksualne wobec lidera Partii Konserwatywnej w Ontario Patricka Browna. Tuż przed 22 czasu lokalnego (Toronto) Brown podczas krótkiego wystąpienia w budynku parlamentu prowincji powiedział, że zarzuty są bezpodstawne. Kilka godzin później Brown ustąpił ze stanowiska szefa partii, ale nie zrzekł się mandatu parlamentarzysty. Wypowiedź jednej z kobiet uzyskała niezależnie inna stacja telewizyjna, publiczna CBC. Prawdziwość zarzutów nie została jeszcze dowiedziona w sądzie. Od czwartku rano w serii komentarzy, kolejni politycy - tak rządzący w Ontario liberałowie, jak opozycyjni Nowi Demokraci i konserwatyści kolejno podkreślali, że w Kanadzie nie ma miejsca na molestowanie seksualne, zwracali uwagę na rosnącą odwagę kobiet w zgłaszaniu takich sytuacji i choć nikt nie przesądzał o winie Browna, to jednak komentowano, że w takiej sytuacji nie może on prowadzić partii do wyborów, które odbędą się w Ontario na początku czerwca br. W czwartek przez cały dzień trwały spekulacje, kto zastąpi Browna na stanowisku szefa partii, część analityków wskazywała, że być może zręcznym posunięciem byłby wybór kobiety na szefa partii. Nikt o niczym nie przesądza, bo partie mają procedury wyboru szefów, ale gdyby doszło do nominacji kobiety - w Ontario kampania wyborcza trzech największych partii byłaby prowadzona przez trzy kobiety: szefową ontaryjskich liberałów jest obecna premier Kathleen Wynne, a opozycyjnej NDP - Andrea Horvath. Premier Justin Trudeau, kiedy wybuchła sprawa Browna, przebywał w Szwajcarii na szczycie w Davos. Komentując wydarzenia w Toronto powiedział, że myśli "o tych kobietach, które zdecydowały się opowiedzieć o sprawie, wiedząc, jak jest to trudne" i wyraził szacunek dla ich odwagi. "Szczególnie istotne, by to było jasne, że molestowanie seksualne jest nie do zaakceptowania" - podkreślił. Przy tym w nieoczekiwanym zwrocie sytuacji Trudeau musiał rozwiązać podobny problem w swoim własnym liberalnym rządzie. W czwartek pojawiły się oskarżenia wobec federalnego ministra ds. sportu i osób niepełnosprawnych Kenta Hehra. Kobieta, która pracowała w parlamencie Alberty, gdy Hehr był tamtejszym deputowanym, zarzuciła mu na Twitterze, iż kobiety obawiały się wsiadać z nim do tej samej windy, ponieważ narzucał się z kłopotliwymi komentarzami. Kilka godzin później Trudeau zaakceptował rezygnację Hehra ze stanowiska na czas prowadzenia dochodzenia w jego sprawie. W przypadku byłego ministra, to jest nie pierwszy raz, gdy sam spowodował własne kłopoty swoimi komentarzami. M.in. na spotkaniu z grupą osób ze schorzeniami wywołanymi stosowaniem thalidomidu przez ich matki, Hehr miał powiedzieć, że "każdy w Kanadzie ma swoją łzawą historię". Kiedy sprawa przedostała się do opinii publicznej, Hehr zaprzeczał, ale przeprosił. Sytuacje ze złośliwymi komentarzami Hehra były tym dziwniejsze, że sam porusza się na wózku inwalidzkim. W tle, za to był to pierwszy w dwudniowej serii, toczył się inny skandal wśród konserwatystów, spowodowany zarzutami o molestowanie seksualne. Jeszcze w środę rano do rezygnacji ze stanowiska został zmuszony szef konserwatystów w Nowej Szkocji Jamie Baillie. Szczegóły nie są znane, ale w jego przypadku był to efekt niezależnego dochodzenia w sprawie naruszenia reguł obowiązujących w miejscu pracy. Powodem rozpoczęcia dochodzenia były skargi pracownicy. To nie pierwszy raz, gdy w Kanadzie dochodzi do politycznego skandalu spowodowanego molestowaniem seksualnym. Natomiast szokuje to, że w ciągu zaledwie dwóch dni wybuchły trzy sprawy z prominentnymi politykami w roli głównej. Pikanterii sprawie szefa ontaryjskich konserwatystów dodaje to, że jeszcze w 2015 r. sprzeciwiał się on nowemu programowi edukacji seksualnej wprowadzanemu w Ontario przez liberałów i publicznie zapowiadał, że po wygranych wyborach zlikwiduje ten poprawiony przedmiot. W klasie siódmej dzieci uczą się m.in. czym jest szacunek dla innych ludzi, a w dziewiątej klasie częścią edukacji są lekcje na temat tego, co jest świadomą zgodą w relacjach seksualnych. Później Brown twierdził, że został wprowadzony w błąd i nie zamierza zmieniać programu. Ale jak komentowało w czwartek satyryczne pismo "The Beaverton", Brown najwyraźniej nie odrobił lekcji. Z Toronto Anna Lach