Informację tę potwierdził również palestyński minister sprawiedliwości Abdel Karim Abu Salach, po spotkaniu Arafata z deputowanymi palestyńskimi w Ramalli. W ostatnich tygodniach Abbas coraz częściej sygnalizował, że ma już dość nieustannej walki o władzę z Arafatem i jego ludźmi. W czwartek, przedstawiając parlamentowi raport ze stu dni swego urzędowania zaapelował: "Dajcie mi więcej uprawnień, albo odeślijcie do domu". - Abbas ogłosi dzisiaj swą rezygnację deputowanym w parlamencie po poinformowaniu ich o jego sporach z Arafatem - mówił rano jeden z przedstawicieli palestyńskich władz. Przed południem premier ogłosił swoją rezygnację. Według palestyńskiego negocjatora w rokowaniach pokojowych z Izraelem Saeba Erekata, Abbas przesłał Arafatowi list z zawiadomieniem o ustąpieniu. Palestyński prezydent, nie czekając nawet ustawowych 48 godzin, przyjął tę dymisję i poprosił Abbasa, by pozostał na stanowisku do czasu powołania nowego gabinetu. Walka o władzę Abbas-Arafat trwa od czasu utworzenia stanowiska palestyńskiego premiera, po tym jak USA odmówiły współpracy z Arafatem, określając go mianem "lidera napiętnowanego przez terroryzm". Bezpośrednim tłem dymisji Abbasa jest jego spór z Arafatem w sprawie przyznania premierowi większych uprawnień. Odejście Abbasa może całkowicie zniweczyć realizację najnowszego planu pokojowego dla Bliskiego Wschodu, zwanego mapą drogową. Sponsorowany przez USA plan został faktycznie zdezaktualizowany przez palestyńskie zamachy terrorystyczne w Izraelu. W rozgrywce wiele do powiedzenia mają jeszcze Amerykanie, którzy chcą zmusić Arafata, by przekazał Abbasowi kontrolę nad siłami bezpieczeństwa w Strefie Gazy. Wczoraj wieczorem Stany Zjednoczone po raz pierwszy dały do zrozumienia, że jeśli sprawy nie pójdą po ich myśli, to zgodzą się, żeby Izrael wygnał Arafata z terenów Autonomii.