Mężczyźnie, skazanemu za zastrzelenie w 1989 roku z zimną krwią swojej byłej dziewczyny i jej ojca, zaaplikowano zastrzyk z trucizną. Cała procedura rozpoczęła się o godzinie 13:53 czasu lokalnego. Jeden z amerykańskich reporterów, który był obecny podczas egzekucji, powiedział, że po tym, jak mężczyzna wyrzekł swoje ostatnie słowa, był nieprzytomny przez kilka minut. Później zaczął ciężko oddychać i się krztusić. - Naliczyłem około 660 takich głębokich westchnięć. Zgon ogłoszono dopiero o 15:49 - powiedział. Drugi z dziennikarzy stwierdził, że oglądanie egzekucji było dla niego "trudne i wyglądało jak duszenie się ryby". Zazwyczaj zastrzyk z trucizną działa niemal natychmiast. Skazany umiera po ok. 10 minutach. Tym razem obrońcy mężczyzny zdążyli jeszcze złożyć alarmowy wniosek o zawieszenie egzekucji. W tym czasie mężczyzna zmarł. Rodzina ofiar twierdzi jednak, że mężczyzna "dostał to, na co zasłużył". - To nawet nie równa się z tym, co przeżywaliśmy przez 25 lat - mówiła siostra ofiary. Senator stanu Arizona Jan Brewer powiedziała, że jest zaniepokojona przebiegiem egzekucji i już zleciła kontrolę w związku z sytuacją. Anna Baranowska-Ślusarek