Od soboty siły tureckie prowadzą w Afrinie w północno-zachodniej Syrii ofensywę wymierzoną w kurdyjską milicję Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG). Rząd Turcji postrzega ją jako syryjskie ramię zdelegalizowanej przez Ankarę Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). W przeprowadzonym w środę z terytorium Afrinu ataku na Kilis zginął jeden obywatel Turcji i jeden obywatel Syrii - jak podał cytowany przez agencję Reutera przedstawiciel lokalnych władz. Prezydent Recep Tayyip Erdogan powiedział w środę, że Turcja zamierza udaremnić "gierki" wzdłuż swojej granicy, oraz powtórzył, że operacja zostanie rozszerzona na region Manbidż w północnej Syrii, ok. 100 km na wschód od Afrinu, gdzie stacjonują siły specjalne USA. W niedzielę na Kilis i drugie miasto na granicy z Syrią, Reyhanli, spadły cztery rakiety, powodując śmierć co najmniej jednej osoby. Z kolei w tureckim ostrzale Afrinu zginęło jak dotąd 28 cywilów - jak wynika z szacunków Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka z siedzibą w Londynie. Dla USA siły YPG są głównym sojusznikiem w walce zarówno z Państwem Islamskim, jak i z wojskiem prezydenta Syrii Baszara el-Asada.