W piątek doszło do ataku na salę koncertową Crocus City Hall w podmoskiewskim Krasnogorsku. Do widzów otworzono ogień, eksplodowały ładunki wybuchowe. Wybuchł pożar, w wyniku którego zawalił się dach budynku. Zginęło co najmniej 137 osób (nieoficjalne informacje mówią o 144 ofiarach - red.), a ponad 180 zostało rannych. Odpowiedzialność za atak wzięła na siebie organizacja Państwo Islamskie prowincji Chorasan, czyli afgańskie skrzydło IS. Rosyjskie władze powiadomiły, że schwytano czterech sprawców zamachu i nie są to obywatele Rosji. Według doniesień medialnych są to obywatele Tadżykistanu. Tej wersji nie potwierdza jednak MSZ w Duszanbe, które twierdzi, że mężczyźni ci opuścili Rosję w ub. roku, a w dniu zamachu przebywali w swoich domach. W niedzielę sąd w Moskwie zdecydował o aresztowaniu zatrzymanych do 22 maja, w oczekiwaniu na proces. Władimir Putin odniósł się do sprawy zamachu po blisko 20 godzinach od tragicznych wydarzeń pod Moskwą. Powtórzył wówczas informacje ogłoszone wcześniej przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa. Powiedział między innymi, że zatrzymano 11 osób, a także, że czterej sprawcy "ruszyli w kierunku Ukrainy", gdzie miało być dla nich "przygotowane okno do przekroczenia granicy". Zamach w Rosji. Białoruś zaprzecza słowom Putina Inaczej sprawę komentuje ambasador Białorusi w Rosji Dmitrij Krutoj. Jak przekazał w rozmowie z rządową agencją BiełTa, białoruskie tajne służby współpracowały z Rosją, aby uniemożliwić napastnikom przekroczenie granicy rosyjsko-białoruskiej. Tym samym zaprzeczył słowom Putina, który mówił o granicy rosyjsko-ukraińskiej. - Głównym zadaniem było dopilnowanie, aby terroryści nie uciekli przez naszą wspólną granicę. To zadanie zostało zakończone. Zastosowano maksymalne środki bezpieczeństwa - oznajmił. Jednocześnie Kreml unika komentowania oświadczenia Państwa Islamskiego, które już trzykrotnie przyznawało się do organizacji ataku. Jak dodano, zamach w Rosji ma stanowić część wojny z krajami walczącymi z islamem. Rosja: USA ostrzegały przed możliwym zamachem Jak podkreślają eksperci, putinowska wersja zaangażowania Ukrainy traci na wiarygodności. Wersję tę forsują najtwardsi prokremlowscy propagandyści, tacy jak Margarita Simonjan. - Wersje rosyjskich służb specjalnych o rzekomych związkach Ukrainy z zamachem w Rosji są absolutnie nie do obrony i absurdalne - oświadczył doradca szefa kancelarii prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak. MSZ Ukrainy kategorycznie odrzuca oskarżenia ze strony przedstawicieli rosyjskich. "Uważamy takie oskarżenia za zaplanowaną prowokację Kremla" - oświadczyło MSZ Ukrainy w opublikowanym komunikacie. USA potwierdziły, że w ostatnich tygodniach uprzedzały o planowanym zamachu w Rosji. Informacje mówiły o możliwości ataków podczas koncertów. Ambasada USA w Moskwie wzywała swoich obywateli, by ci unikali wydarzeń masowych. Władimir Putin miał odrzucić raport Waszyngtonu, twierdząc, że była to próba zastraszenia i destabilizacji rosyjskiego społeczeństwa. W późniejszych wypowiedziach przedstawiciele Kremla powtarzali, że ostrzeżenie "miało charakter ogólny" i nie wskazywało bezpośrednio na miejsce zagrożenia. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!