Kobiety, jak same opowiadały, weszły do windy w pustym, dwupiętrowym budynku 22 grudnia. Zaraz po tym, jak zamknęły się za nimi drzwi, zorientowały się, że są zablokowane. Nikt nie odpowiadał na sygnał alarmowy. Nie mogły też rozsunąć drzwi. Żadna z nich nie zabrała ani telefonu komórkowego, ani wody do picia. Budynek tymczasem miał być otwarty dopiero po świętach. Po dwóch dniach przypadkowo w pracy znalazł się jeden z pracowników budynku. Polki usłyszały, jak rozmawiał przez telefon i zaczęły wzywać pomocy. Godzinę później uwolnili je strażacy. Jedna z pań podkreśliła, że morał z tej historii płynie taki, by zawsze nosić przy sobie telefon komórkowy.