Aleksandra Gieracka, Interia: W wyborach do Parlamentu Europejskiego Prawo i Sprawiedliwość zdobyło 45,38 proc. głosów. Tak wysokiego wyniku PiS nie osiągnął w żadnych dotychczasowych wyborach. Zaskoczył pana ten rezultat? Dr Adam Gendźwiłł, socjolog i politolog z Uniwersytetu Warszawskiego: - Chyba bardziej zaskoczyła mnie wyjątkowo wysoka frekwencja wyborcza, choć i tak było wiadomo, że będzie wysoka. To, że PiS jest w tej chwili pierwszą siłą polityczną w Polsce, ciągle gromadzącą bardzo duże poparcie, nie jest specjalnym zaskoczeniem. Wynik sondażowy PiS-u bywa często niedoszacowany w badaniach sondażowych, zwłaszcza telefonicznych. Co, pana zdaniem, przesądziło o wygranej PiS? - Wydaje się, że przede wszystkim skuteczna mobilizacja wyborców, którzy wcześniej nie uczestniczyli w wyborach europejskich. Wiele wskazuje na to, że PiS ma dużo bardziej zdyscyplinowany elektorat niż w 2014 r. Zapewne miało znaczenie również przyciągnięcie części wyborców ruchu Kukiz’15 i Konfederacji na ostatniej prostej kampanii wyborczej. Na dokładniejsze analizy przyjdzie czas, kiedy będziemy mieli dokładniejsze dane. Drugie miejsce zajęła Koalicja Europejska z wynikiem 38,47 proc. Ten wynik to porażka partii opozycyjnych, czy jednak sukces w starciu z PiS? - Wynik Koalicji Europejskiej wydaje mi się mimo wszystko dosyć dobry. To wynik zbioru partii opozycyjnych, które nie miały bardzo jasnego i bardzo silnego mobilizującego przekazu - były przede wszystkim koalicją przeciwko polityce rządu, którą łączyła ogólnikowa "proeuropejskość". Brak wyrazistości i eklektyczność Koalicji Europejskiej, postawienie na polityków z "obciążoną polityczną hipoteką" mogły też zniechęcić jakąś część wyborców. Koalicja Europejska okazała się mniej skuteczna od PiS w mobilizacji własnego elektoratu? - Na niekorzyść KE zadziałała najpewniej mobilizacja obszarów wiejskich, które wcześniej bardzo słabo uczestniczyły w wyborach europejskich. I to była mobilizacja głównie na korzyść PiS-u. To też jest kolejny objaw tego, że PSL jako partia polskiej wsi coraz bardziej słabnie. Co dalej stanie się z Koalicją Europejską? Przetrwa na wybory parlamentarne, czy się rozpadnie? - Bardzo trudno gdybać. To decyzja przywódców ugrupowań. Bałbym się tutaj doradzać bez pogłębionych danych dotyczących tego, co tak naprawdę sądzą elektoraty poszczególnych i jak bardzo udało się zmobilizować różne segmenty społeczeństwa do wyborów europejskich. Takich danych ciągle nie mamy. Główny dylemat przed partiami, wchodzącymi w skład koalicji, to zastanowić się, czy rzeczywiście zyskują na tym, że są razem. Udaje się im sformować jedną listę, która w podziale mandatów uzyskuje pewną premię integracyjną, głosy na mniejsze partie się nie marnują, można uzyskać pewne synergie z prowadzenia kampanii wyborczej. Otwarte pozostaje jednak pytanie, czy bycie razem powoduje utratę pewnej części elektoratu, przez to, że wyborcy o wyrazistych poglądach mają poczucie, że to wszystko się rozmywa w niejednoznacznym sojuszu socjaldemokratów, chadeków, zielonych i liberałów. Koalicja Europejska miałaby szansę na wygraną z PiS w jesiennych wyborach parlamentarnych? - Myślę, że plan kontynuowania współpracy na poziomie wyborów senackich zdecydowanie ma sens, bo w Senacie obowiązuje ordynacja większościowa w jednomandatowych okręgach wyborczych, więc tam impuls integracyjny do tego, żeby partie się łączyły jest bardzo silny. W wyborach do Senatu jeżeli ktoś nie będzie najlepszy, to choćby był tuż za zwycięzcą, to nic nie dostanie. W związku z tym wspólny start całego bloku lub koordynacja tego, kto gdzie wystawia kandydatów, wydaje mi się racjonalna i oczywista. Zwłaszcza, że okręgi senackie w naturalny sposób można rozdzielić pomiędzy partie tworzące koalicję. A co z Sejmem? - Przy wyborach sejmowych sytuacja jest dużo bardziej złożona. I stawka tych wyborów jest też dużo większa niż wyborów europejskich. O wysokiej stawce wyborów do Sejmu mówią też wprost liderzy wszystkich partii. - Wybory europejskie są wstępem do jesiennych wyborów, ale sytuacja w polskiej polityce też jest dosyć dynamiczna, więc byłbym ostrożny z przekładaniem wyników wyborów europejskich na polski Sejm. Jeszcze sporo będzie się działo przed wyborami parlamentarnymi, co może też wpływać na notowania poszczególnych ugrupowań. Czeka nas choćby rekonstrukcja rządu, bardzo prawdopodobny powrót Donalda Tuska do krajowej polityki, obchody rocznicy 4 czerwca. Ale wygląda na to, że trwałym elementem polskiej sceny politycznej jest póki co stabilny klincz dwóch największych sił politycznych, z których PiS jest dużo bardziej zjednoczone i jednolite, a Koalicja Europejska bardziej rozdrobniona, eklektyczna i słabsza. Jarosław Kaczyński umocnił się na pozycji lidera na polskiej scenie politycznej? - Jarosław Kaczyński ma powód do radości z racji tego, że PiS-owi udało się zdobyć dobry wynik w wyborach, w których nie spodziewalibyśmy się dużego zwycięstwa PiS-u. Tutaj miał znaczenie wysiłek mobilizacyjny PiS i w jakiejś mierze też wysiłek propagandowy związany z działaniem mediów publicznych. Ale myślę, że drugi powód do radości dla Kaczyńskiego, nie wiem nawet, czy nie większy, to jest to, że pod progiem wyborczym znalazła się Konfederacja. Nieprzekroczenie progu wyborczego przez Konfederatów może być początkiem końca krótkiej kariery tego podmiotu? - To nie jest jednoznaczny koniec. Oni osiągnęli mimo wszystko bardzo dobry wynik, jak na ugrupowanie założone na ostatnią chwilę przez tak odległe od siebie postaci, do tego jeszcze słabo wcześniej współpracujące. Konfederacja - jeśli się utrzyma - ma szansę zająć w spektrum politycznym miejsce Kukiz’15, jako partii protestu, wyrażającej radykalizm i skrajne emocje części prawicowego elektoratu. Czyli PiS ciągle ma się czego obawiać, jeśli chodzi o konkurencję po prawej stronie sceny politycznej? - Główną obawą PiS, moim zdaniem słuszną, było wyrośnięcie, nawet jeśli drobnej, to jednak istotnej siły politycznej po prawej stronie. Sygnał o tym, że ciągle realne jest to, że w wyborach parlamentarnych coś może wyrosnąć po prawej stronie PiS-u, jest silny i na miejscu strategów PiS nie lekceważyłbym tego. Ale obrona skrajnej prawej flanki może się kończyć utratą części centrowych wyborców. A co z Wiosną? W stosunku do partii Roberta Biedronia były wielkie oczekiwania. Teraz słychać głosy zawodu, choć sam Biedroń wydaje się być zadowolony z wyniku. - Zdecydowanie na niekorzyść Wiosny działa to, że ciągle mamy do czynienia z gigantyczną polaryzacją w polskiej polityce i zmierzaniem do systemu dwublokowego. Wiosna próbowała się postawić w opozycji do tego jasnego konfliktu - nie była z tym pomysłem pierwsza. Jej wynik jest mimo wszystko dobry jak na ugrupowanie nowe i właściwie bez struktur terenowych. Ale pamiętajmy, że budowa partii politycznej z prawdziwego zdarzenia wymaga dużego wysiłku i czasu, a nie tylko wygrania jednych wyborów. To pokazały wcześniejsze przykłady Ruchu Palikota czy Nowoczesnej. Teraz też zapewne Kukiz ’15 dołącza do listy ugrupowań jednego sezonu. Przed Wiosną gigantyczna praca organizacyjna. Jeśli nie zbuduje trwałych struktur i poparcia w terenie, to będzie jednorazowym wydarzeniem w historii polskiej polityki i nie odciśnie na niej swojego piętna. Wynik wyborów europejskich jeszcze niczego nie przesądza ani niczego nie potwierdza. Politycy PO nawołują Biedronia do wstąpienia do Koalicji Europejskiej. Taki ruch po stronie opozycji miałby sens? - Dołączenie Wiosny do KE odbierze jej argument bycia trzecią siłą, na którym można budować poparcie i mobilizować część elektoratu znudzonego i zniechęconego polaryzacją, niechętnego rządom PO z lat 2007-2015, ale też nieobecnością niektórych haseł programowych w polskiej polityce. Natomiast z drugiej strony jest pytanie, jakie kłopoty i niekorzyści skali może przynieść jeszcze większe rozszerzenie koalicji. Mówiąc obrazowo - tort nie jest za wielki, a byłoby jeszcze więcej chętnych sięgających po swój kawałek - mówię tu o miejscach na listach, o strategiach prowadzenia kampanii wyborczej. Weźmy pod uwagę, że spośród 22 mandatów, które otrzymała Koalicja Europejska, aż 8 dostali politycy związani z partiami innymi niż PO, co u działaczy PO może wzbudzać kontrowersje. Każda decyzja w sprawie losów koalicji może znaleźć swoje uzasadnienie, ale zawsze będzie obarczona ryzykiem. Jak wszystko w polityce.