Pożar, do którego doszło w 24-piętrowym komunalnym wieżowcu 14 czerwca 2017 r., był najtragiczniejszym pod względem liczby ofiar w jakimkolwiek budynku mieszkalnym w Wielkiej Brytanii od czasu drugiej wojny światowej. Większość mieszkańców budynku wywodziła się z mniejszości etnicznych. Śledztwo dotyczące okoliczności pożaru składa się z dwóch części - pierwsza, o której mowa w raporcie, dotyczy samych wydarzeń z nocy z 13 na 14 czerwca 2017 r. Raport zostanie opublikowany dopiero w środę, ale już we wtorek najpierw "Daily Telegraph", a potem inne brytyjskie media przedstawiły zawarte w nim wnioski. Druga część śledztwa dotyczy szerszego kontekstu, np. ewentualnych błędów konstrukcyjnych i użycia łatwopalnych materiałów do ocieplania budynku podczas przeprowadzonego kilkanaście miesięcy wcześniej remontu. Przyczyna pożaru Raport potwierdza wcześniejsze informacje, że bezpośrednią przyczyną pożaru było zwarcie elektryczne w lodówce w jednym z mieszkań na czwartym piętrze. Nowością jest natomiast druzgocąca ocena działań London Fire Brigade, czyli londyńskiej straży pożarnej. Podkreślono wprawdzie "nadzwyczajną odwagę" strażaków, którzy przybyli na miejsce i z których część wspinała się na znaczną wysokość, by z płonącego budynku wydobyć ludzi. Zarazem jednak wytknięto, że co najmniej o godzinę za długo nakazywano mieszkańcom pozostać w budynku, co bezpośrednio przełożyło się na większą liczbę ofiar. (Wieżowce powinny być zaprojektowane tak, by ogień nie przedostawał się pomiędzy kolejnymi kondygnacjami, więc bezpieczniej jest, by mieszkańcy pozostawiali w środku, gdy strażacy gaszą ogień, niż gdyby mieli przedzierać się przez ogień i dym lub skakać z okien. Grenfell Tower został zaprojektowany inaczej). Ponadto zwrócono uwagę, że ekipy pierwszych przybyłych na miejsce wozów strażackich nie miały doświadczenia w walce z pożarami zewnętrznej okładziny ocieplającej, którą położono podczas wspomnianego remontu, ani nie przeszli odpowiedniego szkolenia w tym zakresie. Dalej - dyspozytorzy, którzy odbierali telefoniczne zgłoszenia, nie byli odpowiednio przygotowani i było ich zbyt mało w stosunku do liczby otrzymywanych zgłoszeń. Rzecznika LFB oświadczyła we wtorek, że odnoszenie się do raportu przed jego publikacją byłoby niewłaściwe. Komentarza odmówiła też komendant LFB Dany Cotton, która dotychczas powtarzała, że niczego by nie zmieniła w akcji gaszenia pożaru. W czerwcu tego roku ogłosiła, że na wiosnę 2020 r. odjedzie na emeryturę.