Tego dnia po południu dwudniową wizytę na Ukrainie rozpoczyna szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton.Według Stulika dyplomaci nie zostali poinformowani o planowanej demonstracji, a zaalarmowana przez nich milicja nie przyjechała na wezwanie. Przy ambasadzie znajduje się tylko trzech funkcjonariuszy ukraińskiej ochrony placówek dyplomatycznych, którzy także nie reagują na zgromadzenie - relacjonował Stulik. Oświadczenie w tej sprawie wydał jednak rzecznik MSZ Ukrainy Jewhen Perebyjnis, który poinformował, że jego resort zwrócił się do MSW Ukrainy z prośbą o odblokowanie ambasady UE. Mimo to liczba zgromadzonych, których na początku akcji było zaledwie 50, rośnie. Młodzi ludzie trzymają plakaty z żądaniami zaprzestania popierania przez UE "okupantów budynków rządowych" oraz transparenty, które przypominają, że "demokracja to prawo i porządek". "To tituszkowie" Rzecznik unijnej ambasady ocenił, że zebrani to tzw. "tituszkowie", młodzi wysportowani ludzie z prowincji, nazywani tak od nazwiska chuligana, który wiosną na oczach milicji pobił dwójkę dziennikarzy. Według ogólnej opinii ludzie ci działają na zlecenie władz. Ukraińska opozycja zwraca uwagę, że "tituszkowie" używani są do prowokowania starć między demonstrującymi w Kijowie przeciwnikami władz, a milicją. Oni także stanowią większość ludzi na trwających od kilku dni obok parlamentu wiecach poparcia dla polityki prezydenta Wiktora Janukowycza, które organizuje jego Partia Regionów. W ubiegłym tygodniu podobna grupa ludzi pikietowała ambasadę Polski w Kijowie z transparentami "Ambasada - sztab rewolucji". Zgromadzeni domagali się od polskich władz zaprzestania udzielania wsparcia ukraińskiej opozycji. Młodzi ludzie krzyczeli, by wpuszczono ich na teren placówki, bo "nie mają gdzie spać", co miało sugerować, że polscy dyplomaci udzielają schronienia zwolennikom integracji europejskiej, którzy od 21 listopada demonstrują na Majdanie Niepodległości w centrum stolicy Ukrainy.