Pogłoski o tym, że wojska prezydenta Baszara al-Assada lub siły opozycji mogły użyć broni chemicznej, pojawiają się od kilku miesięcy. Na początku kwietnia Syria odrzuciła propozycję zbadania przez misję ONZ doniesień o użyciu tego rodzaju broni. Misja miała zweryfikować informacje o odpaleniu w marcu pocisku z głowicą chemiczną w prowincji Aleppo. Podejrzenia wróciły w ostatnich dniach, po tym jak jeden z izraelskich generałów przedstawił w Tel Awiwie rzekome dowody. Szef wydziału badań i analiz izraelskiego wywiadu wojskowego, generał brygady Itai Brun oświadczył 23 kwietnia, że "syryjskie wojsko użyło broni chemicznej w walkach w kraju i że był to najprawdopodobniej sarin". Informacje na temat użycia paraliżującego organizm gazu sarin opublikował też brytyjski "The Times". Żadne ze źródeł nie potrafi jednak jednoznacznie stwierdzić, która ze stron konfliktu miała dopuścić się tej zbrodni. Zachodni eksperci wojskowi szacowali w końcu zeszłego roku, że Syria ma cztery rozsiane po kraju arsenały broni chemicznej i jest w stanie produkować bojowe środki chemiczne, takie jak gaz musztardowy, sarin czy VX, gaz drażniący układ krwionośny i nerwowy. Syryjskie władze zaprzeczyły, by miały użyć broni chemicznej w trwającym już ponad dwa lata konflikcie. ONZ szacuje, że w czasie wojny domowej w Syrii zginęło 70 tysięcy osób, ale syryjskie organizacje praw człowieka twierdzą, że liczba ofiar wynosi co najmniej 120 tysięcy. Setki tysięcy osób straciły dach nad głową. Ale syryjskie dzieci też bawią się w wojnę. Jak w każdym innym zakątku świata.