Zdjęcie, na którym widać martwego chłopca, obiegło świat i wywołało poruszenie wśród użytkowników mediów społecznościowych. Morze Egejskie wyrzuciło na brzeg także ciało brata Alyana. Obaj mali imigranci pochodzą z syryjskiego miasta Kobane. Rodzice dzieci zdecydowali się na ucieczkę z ogarniętego wojną kraju, po tym jak nie udało im się załatwić azylu w Kanadzie. W Vancouver od 20 lat mieszka siostra ojca rodziny Teema Kurdi - informuje BBC. Ciotka chłopców chciała sfinansować podróż bliskich do Kanady i próbowała wydostać ich z Bliskiego Wschodu, ale bezskutecznie. W tureckim obozie rodzina złożyła wniosek o wizę, ale jak wynika z relacji Teemy Kurdi, odmówiono im nadania statusu uchodźców. Z kolei władze kanadyjskie nie wydały wizy, tłumacząc się złożonością problemu. W nocy z wtorku na środę, razem z kilkunastoma innymi imigrantami, rodzina wypłynęła z wioski Akyarlar, będącej najbardziej wysuniętym na wschód punktem Półwyspu Bodrum. Od greckiej wyspy Kos dzieliło ich zaledwie 5 km. Dwie łodzie, na których poruszali się imigranci, zatonęły tuż po dopłynięciu na otwarte morze. 26 pasażerów znalazło się w wodzie. Połowa z nich utonęła, w tym pięcioro dzieci. Dwie osoby nadal są poszukiwane. Z informacji opublikowanych przez turecki dziennik "Hurriyet", oprócz trzyletniego Alyana Kurdiego, utonął także jego o dwa lata starszy brat Galip, i matka chłopców Rihan. Ocalał tylko ojciec Abdullah.Teraz użytkownicy Twittera przekazują sobie zdjęcia uśmiechniętych chłopców sprzed tragedii. Siostra Abdullaha powiedziała w rozmowie z kanadyjskim dziennikarzem Terry'em Glavinem, że jej brat próbował ratować swoją rodzinę. - Próbował znaleźć żonę i synów, ale początkowo nie był w stanie ich rozpoznać. Ciała uległy uszkodzeniu, gdy uderzyły o skały - relacjonuje dziennikarz na antenie BBC Radio 5 Live. Ojciec chłopców zapowiedział, że jedyne czego teraz chce, to wrócić do Kobane i pochować tam swoich bliskich.